Przed północą statkiem ratowniczym rozbitkowie dopłynęli do nabrzeża
w Świnoujściu, skąd karetkami zostali przewiezieni do tamtejszego
szpitala. Fot. Sławomir Ryfczyński, www.iswinoujscie.pl
Polski jacht bandery kanadyjskiej zatonął w Zatoce Pomorskiej. Ratownicy wyłowili 11 osób, jedna osoba nie żyje.
Polski szkuner z 12 osobami na pokładzie zatonął niedaleko Świnoujścia. Jedna osoba zginęła, reszta załogi została uratowana przez przepływający nieopodal niemiecki kuter.
Osoby uratowane po zatonięciu szkunera "Down North" są w dobrym stanie - informuje Wydział Zarządzania Kryzysowego miasta Świnoujście. W tamtejszym szpitalu znajduje się obecnie dziewięć osób. Jeden z członków załogi odmówił hospitalizacji, natomiast kapitan statku od rana odpowiada na pytania służb ratowniczych.
Potwierdzamy, że jedna osoba nie żyje, natomiast pozostała część załogi ma się dobrze - mówi Jerzy Krawczyk, naczelnik Wydział Zarządzania Kryzysowego miasta Świnoujście.
- Jesteśmy na miejscu i rozpoznajemy potrzeby poszkodowanych, którzy trafili do szpitala po zakończeniu akcji ratunkowej przez Morską Służbę Poszukiwania i Ratownictwa. Proponowaliśmy im pomoc psychologów - komentuje Krawczyk.
O godzinie 19.56 Morska Służba Poszukiwania i Ratownictwa otrzymała informacje z USA systemem satelitarnym Cospas-Sarsat o zatonięciu w pobliżu Rugii, 20 mil morskich na północny zachód od Świnoujścia jachtu "Down North" na którego pokładzie było 12 osób. To grupa żeglarzy z Krakowa, która płynęła na Grenlandię przez Norwegię.
Jacht był dziś wyczarterowany i wypłynął ze Świnoujścia. Jednostka nie nadała sygnału SOS.
O godzinie 20.15 statek SAR wyruszył w asyście kutra niemieckiego, który był w rejonie zatonięcia. Kuter "Palucca" podjął z wody 12 osób, jedna z nich nie przeżyła, poinformowała nas Mirosława Więckowska z SAR.
Przed północą statkiem ratowniczym rozbitkowie dopłynęli do nabrzeża w Świnoujściu, skąd karetkami zostali przewiezieni do tamtejszego szpitala. Nikt nie został ranny. Rozbitkowie z powodu wyziębienia zostaną jednak na obserwacji. Na miejscu jest prokurator.
Jak powiedział nam właściciel jachtu, Mariusz Nawrot, osoba, która nie żyje to prawdopodobnie niepełnosprawny reporter National Geographic, który zmarł na zawał serca.
Wciąż oficjalnie nie wiadomo co było przyczyną zatonięcia 23 metrowego jachtu, ani w jakich okolicznościach zginęła jedna osoba z załogi.
Cospas-Sarsat to międzynarodowy system satelitarny ratownictwa lądowego, powietrznego i morskiego. Informacja o zatonięciu wysyłana jest po tym gdy czujnik radiopława zetknie się z wodą.
Nieoficjalnie mówi się, że przyczyną wypadku mógł być silny szkwał, który przewrócił jacht.
Autor: Anna Łukaszek / Łukasz Rabikowski
żeglarskie opowieści, żeglarski świat, żeglarstwo, żeglarskie porady,mazury, obozy. To Blog związany z moimi zainteresowaniami czyli żaglami, jeziorakiem, jachtami, pięknymi Paniami, dobrym rumem i wiatrem.
niedziela, 31 maja 2015
piątek, 22 maja 2015
Zabezpieczenie silnika przed kradzieżą - GPS
Wielu z nas zastanawia się jak zabezpieczyć silnik, rower, łódź przed kradzieżą. Niektórzy stosują zmyślne zabezpieczenia mechaniczne. Ja proponuję elektronikę.
Dziś za niecałe 22USD (wraz z przesyłką z Chin) otrzymałem mini lokalizator GPS - gdyby ktoś szukał po angielsku - GPS tracker.
Tracker zamontowany w silniku zaburtowym, rowerze, na jachcie, kajaku, czy czymkolwiek co przyjdzie nam do głowy - chroni daną rzecz przed kradzieżą. To znaczy nie tyle chroni, co pozwala niemal natychmiast skradzioną rzecz odzyskać.
Z powodzeniem od dwóch lat wykorzystuję takie urządzenia do monitorowania różnych swoich "ruchomości".
Do uruchomienia gps-trackera potrzebujmy kupić kartę SIM wybranego operatora (identyczną jak do telefonów komórkowych), która będzie się komunikować z bezpłatnym, internetowym serwerem przez GPRS (jeżeli zależy nam na bieżącej lokalizacji i "alarmach"). W tym przypadku urządzenie co kilka, kilkadziesiąt sekund wysyła swoją pozycję + ewentualnie odczyty z czujników na serwer.
W przypadku bezpłatnego serwera i usługi GPRS jest możliwość zdefiniowania kilku rodzajów alarmów - najpopularniejsze to:
- opuszczenie zdefiniowanej wcześniej strefy (np. portu, miejsca postoju itp.)
- zakłócenia sygnału lub zaniku zasilania (jeżeli ktoś próbuje zagłuszyć sygnał GPS, GPRS lub odetnie zasilanie, wówczas serwer informuje mnie o tym podając ostatnią lokalizację)
- przekroczenie prędkości (jeżeli mówię komuś, aby pływał moją łodzią powoli, to wiem kiedy nie dotrzymuje słowa )
Sprzęt monitorujemy za pomocą strony www, albo (co wygodniejsze) darmowej aplikacji na smartfona.
Powiadomienia bezpłatne są co prawda wysyłane wyłącznie mailem, ale w smartfonie jest możliwość ustawienia sygnału alarmowego dla przychodzącej na zdefiniowaną skrzynkę pocztową wiadomości, więc informowani jesteśmy natychmiast. Dla bardziej wymagających jest możliwość zlecenia powiadamiania esemesem (płatne).
Dodatkowo możemy prześledzić pokonywaną przez traker trasę "z przeszłości" - np. aby sprawdzić, gdzie urządzenie znajdowało się miesiąc temu o interesującej nas godzinie. Pozwoli to armatorowi ustalić, czy np. czarterobiorca uszkodził spodzinę silnika na kamiennej rafie, czy jak twierdzi - "rozpadła się sama".
Zamiast GPRS można korzystać z trackera okazjonalnie poprzez zwykłą sieć GSM. Kupuje się wówczas najtańszą kartę SIM (tzw. starter), doładowuje się ją tylko tyle, aby wystarczyła na dany okres - np. wakacji. Wówczas nie można obiektu śledzić na bieżąco, nie ma alarmów. Można jedynie "zadzwonić do trackera", gdy chcemy sprawdzić, gdzie się podziewa spóźniony czarterobiorca. Traker po otrzymaniu "strzałki" od zdefiniowanego numeru odsyła esemesem aktualną pozycję z linkiem do mapy googla.
Urządzenia tego typu są coraz mniejsze - ten prezentowany egzemplarz GPS-trackera jest jednym z najmniejszych (w rozsądnej cenie) dostępnych na rynku. Posiada dodatkowo możliwość "nasłuchu audio" z miejsca zdarzenia.
Istnieją również takie trackery, które mają wbudowaną kamerę. Droższe egzemplarze są wyposażone ponadto w szereg złączy, umożliwiających podłączenie czujników - np. przechyłu, zalania, poziomu paliwa (do zabezpieczenia przed kradzieżą paliwa w samochodach firmowych), komunikacji z kierowcą, nasłuchu, podglądu, wstrząsu i co tam jeszcze przyjdzie człowiekowi do głowy.
Urządzenie to posiada wbudowany akumulator pozwalający na kilkugodzinną pracę po utracie "stałego zasilania" (np. wyjęciu akumulatora w celu unieszkodliwienia syreny autoalarmu).
Zasilane jest przez USB. W celu zamontowania w silniku zaburtowym - można wykorzystać "elektronikę" z najtańszej samochodowej ładowarki i podłączyć do akumulatora. W przypadku roweru można wykorzystać tzw. power bank stosowany do ładowania smartfonów.
źródło : mazury.info.pl
Dziś za niecałe 22USD (wraz z przesyłką z Chin) otrzymałem mini lokalizator GPS - gdyby ktoś szukał po angielsku - GPS tracker.
Tracker zamontowany w silniku zaburtowym, rowerze, na jachcie, kajaku, czy czymkolwiek co przyjdzie nam do głowy - chroni daną rzecz przed kradzieżą. To znaczy nie tyle chroni, co pozwala niemal natychmiast skradzioną rzecz odzyskać.
Z powodzeniem od dwóch lat wykorzystuję takie urządzenia do monitorowania różnych swoich "ruchomości".
Do uruchomienia gps-trackera potrzebujmy kupić kartę SIM wybranego operatora (identyczną jak do telefonów komórkowych), która będzie się komunikować z bezpłatnym, internetowym serwerem przez GPRS (jeżeli zależy nam na bieżącej lokalizacji i "alarmach"). W tym przypadku urządzenie co kilka, kilkadziesiąt sekund wysyła swoją pozycję + ewentualnie odczyty z czujników na serwer.
W przypadku bezpłatnego serwera i usługi GPRS jest możliwość zdefiniowania kilku rodzajów alarmów - najpopularniejsze to:
- opuszczenie zdefiniowanej wcześniej strefy (np. portu, miejsca postoju itp.)
- zakłócenia sygnału lub zaniku zasilania (jeżeli ktoś próbuje zagłuszyć sygnał GPS, GPRS lub odetnie zasilanie, wówczas serwer informuje mnie o tym podając ostatnią lokalizację)
- przekroczenie prędkości (jeżeli mówię komuś, aby pływał moją łodzią powoli, to wiem kiedy nie dotrzymuje słowa )
Sprzęt monitorujemy za pomocą strony www, albo (co wygodniejsze) darmowej aplikacji na smartfona.
Powiadomienia bezpłatne są co prawda wysyłane wyłącznie mailem, ale w smartfonie jest możliwość ustawienia sygnału alarmowego dla przychodzącej na zdefiniowaną skrzynkę pocztową wiadomości, więc informowani jesteśmy natychmiast. Dla bardziej wymagających jest możliwość zlecenia powiadamiania esemesem (płatne).
Dodatkowo możemy prześledzić pokonywaną przez traker trasę "z przeszłości" - np. aby sprawdzić, gdzie urządzenie znajdowało się miesiąc temu o interesującej nas godzinie. Pozwoli to armatorowi ustalić, czy np. czarterobiorca uszkodził spodzinę silnika na kamiennej rafie, czy jak twierdzi - "rozpadła się sama".
Zamiast GPRS można korzystać z trackera okazjonalnie poprzez zwykłą sieć GSM. Kupuje się wówczas najtańszą kartę SIM (tzw. starter), doładowuje się ją tylko tyle, aby wystarczyła na dany okres - np. wakacji. Wówczas nie można obiektu śledzić na bieżąco, nie ma alarmów. Można jedynie "zadzwonić do trackera", gdy chcemy sprawdzić, gdzie się podziewa spóźniony czarterobiorca. Traker po otrzymaniu "strzałki" od zdefiniowanego numeru odsyła esemesem aktualną pozycję z linkiem do mapy googla.
Urządzenia tego typu są coraz mniejsze - ten prezentowany egzemplarz GPS-trackera jest jednym z najmniejszych (w rozsądnej cenie) dostępnych na rynku. Posiada dodatkowo możliwość "nasłuchu audio" z miejsca zdarzenia.
Istnieją również takie trackery, które mają wbudowaną kamerę. Droższe egzemplarze są wyposażone ponadto w szereg złączy, umożliwiających podłączenie czujników - np. przechyłu, zalania, poziomu paliwa (do zabezpieczenia przed kradzieżą paliwa w samochodach firmowych), komunikacji z kierowcą, nasłuchu, podglądu, wstrząsu i co tam jeszcze przyjdzie człowiekowi do głowy.
Urządzenie to posiada wbudowany akumulator pozwalający na kilkugodzinną pracę po utracie "stałego zasilania" (np. wyjęciu akumulatora w celu unieszkodliwienia syreny autoalarmu).
Zasilane jest przez USB. W celu zamontowania w silniku zaburtowym - można wykorzystać "elektronikę" z najtańszej samochodowej ładowarki i podłączyć do akumulatora. W przypadku roweru można wykorzystać tzw. power bank stosowany do ładowania smartfonów.
źródło : mazury.info.pl
czwartek, 7 maja 2015
W Siemianach powstaje wieża widokowa. Będzie można z niej zobaczyć dużą część Jezioraka
Jeziorak z lotu ptaka
Autor: archiwum gminy Iława
Zespół Parków Krajobrazowych Pojezierza Iławskiego i Wzgórz Dylewskich (z siedzibą w Jerzwałdzie) w ramach jednego projektu przygotował mnóstwo atrakcji dla turystów, mieszkańców powiatu iławskiego i nie tylko. Jedną z nich będzie wieża turystyczno-widokowa, która właśnie powstaje w Siemianach nad Jeziorakiem.
Projekt, w ramach którego powstanie kilka inwestycji dla turystów, to koszt ok. 500 tysięcy złotych. Pełna nazwa projektu brzmi "Ochrona cennych zasobów przyrodniczych na terenie parków krajobrazowych Pomorza, Kujaw, Warmii i Mazur przed nadmierną i niekontrolowaną presją turystów".
— Osiemdziesiąt pięć procent kwoty to dofinansowanie ze środków Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego w ramach programu Infrastruktura i Środowisko oraz Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Warszawie — tłumaczy Krzysztof Słowiński, dyrektor Zespołu Parków Krajobrazowych Pojezierza Iławskiego i Wzgórz Dylewskich.
Wieża wysoka
na ponad 14 metrów
Jedną z głównych atrakcji Pojezierza Iławskiego może niedługo stać się wieża turystyczno-widokowa w Siemianach (gmina Iława). Niedawno rozpoczęły się prace budowlane — wieża stanie na plaży wiejskiej przy barze Na Skarpie.
— Prace powinny zostać ukończone wraz z ostatnimi dniami czerwca. Chcemy, aby już w tym sezonie letnim turyści mogli korzystać z wieży i doświadczać niezwykłych widoków — mówi dyrektor Słowiński.
Wieża będzie miała 14,15 m wysokości, będzie z niej można zobaczyć większą część Jezioraka, najdłuższego jeziora w Polsce (27,5 km). Wstęp na ten obiekt, podobnie jak na wszystkie opisane poniżej, będzie bezpłatny.
— W związku z tym, że jest to projekt unijny, to co najmniej przez pięć lat od jego rozpoczęcia nie będziemy pobierali opłat za wstęp na nasze obiekty — tłumaczy dyrektor.
Wieża turystyczno-widokowa, identyczna jak ta z Siemian, powstała już w Wysokiej Wsi (powiat ostródzki) na Górze Dylewskiej (312 m.n.p.m.). Można z niej oglądać piękno Wzgórz Dylewskich.
Iławski Biskupin i inne szlaki
przyrodniczo-historyczne
To nie koniec atrakcji organizowanych przez Zespół Parków Krajobrazowych Pojezierza Iławskiego i Wzgórz Dylewskich. — W Jerzwałdzie, nad jeziorem Płaskim, powstaje pomost prowadzący przez teren bagienny, szuwary, zarośla i trzcinowisko wprost nad akwen. Na końcu pomostu zlokalizowany będzie taras widokowy na jezioro. W tym miejscu chcemy stworzyć ścieżkę dydaktyczną — planuje Krzysztof Słowiński.
Ścieżka dydaktyczna istnieje już nad źródłami rzeki Świniarc, w Napromku (gmina Lubawa) wcześniej wybudowano długą na około 250 metrów kładkę, obecnie wydłużono ją o kolejne 200 metrów wzdłuż rzeki. Dzięki niej zwiedzający będą mogli poznawać życie fauny i flory na terenach bagiennych.
W miejscowości Przezmark (gmina Stary Dzierzgoń) na najwyższej kondygnacji zamku krzyżackiego urządzono obserwatorium (są lunety), w tym miejscu odtwarzane są również filmy o dziejach Prusów i zakonu krzyżackiego.
— W ramach projektu powstaną także szlaki przyrodniczo-historyczne, wykraczające nawet poza granice naszego parku — mówi dyrektor ZPKPIiWD. Jeden ze szlaków będzie nosił nazwę Iławski Biskupin (zlokalizowany będzie w okolicach wsi Gardzień i Piotrkowo), podobne szlaki powstaną w okolicach Sarnówka i Siemian oraz Zalewa i Śliwy.
m.partyga@gazetaolsztynska.pl
Wieża turystyczno-widokowa w Wysokiej Wsi — identyczna stanie w Siemianach.
Subskrybuj:
Posty (Atom)