wtorek, 23 kwietnia 2013

30 lat „Daru Młodzieży"


Jubileuszowy rejs na jednym z najszybszych żaglowców świata
Królestwo Król
a Artura
Król Artur zaimponował mi swoim kunsztem zaledwie kilka chwil po tym, gdy rzucono wszystko na dziobie i rufie. Zanim zamilkły pożegnalne okrzyki, zanim fregata zdołała się oddalić od nabrzeża, zanim na dobre ruszyliśmy w podróż...
Podczas trudnego manewru odchodzenia od nabrzeża pękł hol rufowy. Przez moment burta „Daru Młodzieży" znalazła się niebezpiecznie blisko innych jednostek cumujących przy Wałach Chrobrego w Szczecinie. Wyglądało to trochę tak, jakby „Dar" chciał się przykleić z powrotem do kei. Wtedy właśnie Król Artur z kamienną twarzą i absolutnym spokojem wydawał kolejne komendy. Wkrótce fregata dostojnie i leniwie oderwała się od kei i ruszyła w jubileuszowy niezwykły rejs.
Historia lubi się powtarzać
Cofnijmy zegar o 30 lat. Jest sobota, 10 lipca 1982 roku. Pod burtę szykującego się do wyjścia w morze „Daru Młodzieży" ściągają tłumy gdynian i wczasowiczów. Sezon jest w pełni, a lato wyjątkowo upalne. Żaglowiec pod dowództwem Tadeusza Olechnowicza wyrusza w dziewiczy rejs. Na Bałtyk, w cieśniny duńskie i na Morze Północne. Daniel Duda i Zbigniew Urbanyi w książce „Trzeci w wielkiej sztafecie" pisali: „O godzinie 10.09 zaczyna się trudna sztuka odciągnięcia »Daru Młodzieży« od kei. Wiemy, że ten żaglowiec bardzo niechętnie przesuwa się bokiem. Jest tak uparty, jakby nie chciał w ogóle opuszczać Gdyni, albowiem o godzinie 10.15 pękł jeden hol dziobowy. Drugi hol trzyma mocno i po chwili statek prezentuje się tłumom ze środka basenu portowego".
30 lat później na starcie do jubileuszowej wyprawy (sobota, 19 maja), „Darem Młodzieży" dowodzi nasz Król Artur, czyli Artur Król – uczeń kapitana Leszka Wiktorowicza, wieloletniego komendanta fregaty, który poprowadził żaglowiec w rejsie dookoła świata, wokół przylądka Horn i przez ryczące czterdziestki. Na nabrzeżu tym razem nie ma tłumów, ale wśród podziwiających żaglowiec znajduje się spora gromadka znajomych i przyjaciół. Są dzieciaki i dziewczyny machające swoim bliskim na pożegnanie, a także sporo przypadkowych osób. Na pokładzie oprócz 32 członków stałej załogi i 25 uczniów Technikum Morskiego w Szczecinie znajduje się grupa 120 dziennikarzy. Zerwany hol, tak jak przed trzydziestu laty, nie popsuł ani odejścia od nabrzeża, ani wyprawy.
Plac Kaszubski i Camelot
„Dar Młodzieży", czwarty na świecie żaglowiec pod względem wielkości, to wyjątkowa fregata. Nie jest zwykłą kombinacją stali, płótna i lin. Ma w sobie nieuchwytną magię i ducha słynnych poprzedników: nie istniejącego już „Lwowa" i stojącego od trzydziestu lat przy gdyńskim nabrzeżu sędziwego „Daru Pomorza", który w 2009 roku świętował 100. rocznicę wodowania.
Mamy na „Darze" plac Kaszubski, nazwany tak na cześć centralnego placu w Gdyni. Jest to duża wolna przestrzeń pod pokładem, miejsce, gdzie zwykle obiera się ziemniaki. Do tego zadania zawsze przystępuje spora grupa załogantów – dwadzieścia lub nawet trzydzieści osób. Chętnych nigdy nie brakuje, ale gdyby kiedyś zabrakło, zawsze można wyznaczyć kilka osób na ochotnika. Podczas jubileuszowego rejsu plac Kaszubski otrzymał własną tabliczkę ze stosowną nazwą. Od tej chwili każdy, kto kiedykolwiek odwiedzi żaglowiec, od razu zorientuje się, gdzie to jest. Podczas uroczystości odsłonięcia tabliczki nie zabrakło daru dla Króla Artura – na drzwiach kabiny kapitana zawieszona została tabliczka z napisem „Camelot". Artur Król zasłużył sobie na takie wyróżnienie nie tylko z powodu nazwiska.
Łaskawy Bałtyk
Bywają żaglowce dobre i złe, pechowe i szczęśliwe, nawietrzne i zawietrzne, zwrotne lub leniwe, miękkie albo twarde. Zygmunt Choreń, główny projektant „Daru Młodzieży", to światowy autorytet w dziedzinie żaglowców. Ale chyba nawet on nie mógł przewidzieć, jak będą się sprawowały na wietrze wszystkie maszty i reje, salingi, pajęczyna takielunku stałego i ruchomego, wanty i sztagi, wszystkie szoty, brasy, gejtawy i gordingi. Zapewniam was, „Dar Młodzieży" zachowuje się na morzu fantastycznie. Podczas naszego rejsu do Oslo warunki były wyjątkowo przyjazne. Bałtyk przyjął nas słońcem i wiatrem dochodzącym w porywach do sześciu stopni Beauforta. Sporą część trasy udało nam się pokonać pod żaglami. Nawet gdy wiało w twarz, morze było gładkie jak stół, a fregata mknęła po fali ze średnią prędkością od 7 do 8 węzłów. Niekiedy jechaliśmy powyżej 10 węzłów. Dzięki sprzyjającym wiatrom i niezłym przebiegom, wszędzie byliśmy przed czasem, co pozwalało na wciśnięcie w napięty plan dodatkowych atrakcji.
Kapitan Artur Król wyraźnie lubi, gdy żaglowiec płynie pchany wiatrem. W trakcie dziewięciu dni rejsu przez kilkadziesiąt godzin fregata pyszniła się niemal wszystkimi żaglami. Jeśli jeszcze nie zdarzyło wam się tańczyć pod gwiazdami i rozpostartymi nad głową żaglami, to uwierzcie, że tak właśnie wgląda żeglarskie szczęście.
Labirynty i tajemnice „Daru Młodzieży"
Sto metrów po pokładzie, dwa poziomy pod pokładem, na dziobie mesa załogowa, na rufie mesa oficerska, na prawej burcie kubryki dla pań, a na lewej dla panów. Łazienki i toalety na niższym poziomie. Jeśli myślicie, że nie sposób zgubić się na „Darze Młodzieży", jesteście w błędzie. Wystarczy wyjść spod prysznica i skręcić w niewłaściwą stronę, a wyląduje się przed wejściem do pomieszczenia sąsiadów.
Kubryki to miejsca mieszkalne i przestrzeń życiowa dla 150 osób. Na „Darze Młodzieży" mamy kubryki dziesięcio- i dwudziestoosobowe. Bywalcy mają swoje ulubione kubryki i ulubione koje. Niektóre mają nawet swoje nazwy, znane jedynie wtajemniczonym. Jedne miejsca są ciche, poukładane i tak bezpieczne, że aż ciut nudne. W innych ciągle coś się dzieje, gwary i śmiechy nie milkną prawie nigdy – nawet gdy kubryk zamieszkują załoganci starsi niż sam żaglowiec. Mało kto wie, że zanim przyjęto taką aranżację wnętrza, wśród twórców i projektantów fregaty trwała ostra dyskusja. Była to wojna o tradycję pod tytułem: hamaki czy koje (na „Darze Pomorza" studenci spali w hamakach zawieszonych w jednym pomieszczeniu). Owa dyskusja toczyła się przez wiele miesięcy, począwszy od lipca 1978 roku, czyli od chwili, gdy powstał projekt nowego żaglowca. Ustalono wtedy, że „Dar Pomorza" będzie gładkopokładową fregatą o długości całkowitej 105,4 metra (z bukszprytem), o zanurzeniu sześciu metrów i masztach o wysokości: fokmaszt i grotmaszt – 49 metrów, stermaszt – 40 metrów. Statek ma aż 26 żagli, w tym 14 rejowych, jeden gaflowy, 11 żagli trójkątnych (wraz z lataczem). Razem to 3015 metrów kwadratowych powierzchni. Można tym przykryć niejedno boisko piłkarskie.
Na żaglowcu z opresji zdrowotnych ratuje załogantów pielęgniarka, a w cięższych sytuacjach – lekarz. Mamy telewizor w mesie i pokoju klubowym. Ciepłą wodę pod prysznicem. Dwa silniki spalinowe Cegielski-Sulzer po 750 KM każdy i śrubę napędową nastawną. Fregata rozwija bez żagli prędkość ponad 12 węzłów. Ale chief engineer i jego współpracownicy dbają także o wiele innych urządzeń. Dzięki nim pracują zamrażarki i chłodnie, działa klimatyzacja oraz mnóstwo innych urządzeń, o których na co dzień nie chce nam się nawet myśleć. Dopiero gdy coś odmówi posłuszeństwa, biegniemy z problemem do mechanika. Najnowszą chlubą Jarosława Dąbrowskiego, głównego mechanika na „Darze", jest odsalarka, znakomicie działające urządzenie polskiej produkcji. Dzięki tej zdobyczy zamontowanej w schludnej, pomalowanej na biało i zielono maszynowni, mogliśmy się kąpać bez ograniczeń, więc z jubileuszowego rejsu wróciłam nie tylko szczęśliwa, ale też czysta. Po prostu niebywałe.
W stolicy wikingów
Już około 60 mil przed wejściem do Oslo na pokładzie pojawił się pilot. Pod jego czujnym okiem żaglowiec wprowadzony został w głąb fiordu, nad którym rozłożyła się stolica wikingów. Cumujący przy nabrzeżu „Christian Radich", szkolny żaglowiec Norweskiej Marynarki Handlowej, z charakterystycznym galionem ubranym w niebieską suknię kobiety, do momentu wpłynięcia polskiej fregaty był niewątpliwie najpiękniejszym i najokazalszym żaglowcem w całym porcie. Ten urodziwy jacht zbudowany w latach 30. XX wieku, znany jest z filmów i ma na koncie wiele żeglarskich sukcesów. Jednak przy „Darze Młodzieży" wdzięk norweskiego żaglowca przybladł.

Zgodnie z tradycją, cumujący w Oslo zaledwie przez dobę polski żaglowiec został na kilka godzin udostępniony zwiedzającym. A my ruszyliśmy w tym czasie do miasta, by podziwiać fantastycznie zachowane łodzie wikingów, niezwykłą tratwę „Kon-Tiki" i sławny z wypraw do Arktyki i Antarktyki statek „Fram". Żaglowiec przystosowany do podróży wśród lodowych pól zrobił na nas wrażenie nie mniejsze niż temperatura w Oslo przekraczająca w maju tego roku 30 stopni Celsjusza. Tak przyjazna aura wiosną na dalekiej północy i spory zapas czasu sprawiły, że kapitan postanowił sprawić załodze niespodziankę. Po oddaniu cum i pożegnaniu norweskiej stolicy „Dar Młodzieży" pokonał kilkadziesiąt mil na silniku, a potem rzucono kotwicę i niesforna brać dziennikarska zesłana została w szalupach ratunkowych na piknik na urokliwym skalistym brzegu. Była to okazja, by sprawdzić naszą karność. Dzięki „zesłaniu" mogliśmy sycić się do woli fantastyczną dziką przyrodą i podziwiać najpiękniejszą fregatę w promieniach zachodzącego słońca.

A skoro już o sytości mowa... Każdy potwierdzi, najlepsze jedzenie jest u mamy, a jeszcze lepsze tylko na „Darze Młodzieży". Cztery posiłki dziennie, chleb prosto z pieca, zupy, przystawki, kompociki, desery, nocne porcje. Ten tatar przy świetle księżyca, pomidorówka łagodnie falująca na talerzu, wędzone ryby i ciepłe drożdżówki – panowie kucharze, czapki z głów! Obieranie ziemniaków do waszych dzieł sztuki kulinarnej to prawdziwa frajda.
Katarzyna Skorska, Polskie Radio
Fot. S.Dynek

piątek, 19 kwietnia 2013

Tratwy na Żuławach - czyli jak zostać Robinsonem

Tratwy na Żuławach - czyli jak zostać Robinsonem. Pomysł na tratwy powstał w wyniku pewnej podróży. W latach 2010/2011 Darek Świtalski odbył rejs kanałami Europy na Morze Śródziemne. To właśnie na kanałach obserwował turystów wodniaków pływających tratwami. Urzekły go możliwości jakie daje ten sposób podróżowania - komfort i poczucie bezpieczeństwa jakiego nie daje łódź żaglowa. Pływanie tratwami dużą popularnością cieszy się m.in. na niemieckich wodach śródlądowych, szczególnie w okolicach Berlina- ten sposób spędzania czasu wybierają zarówno rodziny z dziećmi, stateczni emeryci jak i wesołe grupy studentów. Niedługo po powrocie z rejsu zapadła decyzja żeby ten sposób pływania przenieść na lokalny grunt. Wybór miejsca był oczywisty- Żuławy Wiślane.
Choć wielu zdaje się o tym nie pamiętać, Żuławy mają turystom wiele do zaoferowania. To kraina bardzo interesująca, wyróżniająca się pochodzeniem, budową geologiczną, ukształtowaniem terenu. Żuławy obfitują w ciekawą roślinność- lasy łęgowe, zespoły szuwarowe, roślinność pływającą- oraz liczne gatunki fauny – stwierdzono występowanie 207 gatunku ptaków. Nie należy zapominać o wyjątkowej architekturze – słynne domy podcieniowe, architektura pomennonicka, gotyckie kościoły. Rozbudowana sieć kanałów i dróg wodnych pozwala na zaplanowanie różnorodnych tras- Nogatem do Malborka, Szkarpawą i Wisłą Królewiecką do Sztutowa, Szkarpawą przez Kanał Jagielloński do Elbląga- to tylko kilka propozycji. Możliwości jest dużo więcej, wybór najlepszej zależy wyłącznie od zainteresowań i upodobań pływających, a stabilna i wygodna tratwa jest środkiem transportu, który pozwala na realizowanie różnorakich marzeń i kaprysów.
Tratwa jest platformą o wymiarach 6,0m x 2,5m, z czego umieszczony na przedzie wypoczynkowy taras zajmuje 2,5m x 2,5m- całość ustawiona jest na dwóch niezatapialnych pływakach. Stojący na platformie domek, zapewnia 4 miejsca do spania. W domku, oprócz przestrzeni do spania, znalazło się miejsce na mały przedział kambuzowy oraz pomieszczenie sanitarne z toaletą chemiczną. Do niespiesznego przemieszczania się tratwą, pośród żuławskiego krajobrazu, służy cichy silnik przyczepny o mocy 5 KM. Spokojne, pozbawione naturalnych przeszkód żuławskie rzeki i kanały z minimalnym prądem nie wymagają od pływających tratwą żadnych kwalifikacji.Opływanie tekstu:

Jeśli jesteś wodniakiem, wędkarzem, ornitologiem, fotografem, człowiekiem przygody tratwy Robinson są propozycją dla Ciebie.

Znajdziesz nas na http://www.tratwy-robinson.pl i na facebooku https://www.facebook.com/TratwyNaZulawach
K.Świtalska
 

środa, 17 kwietnia 2013

Sunreef Yachts woduje trzy jachty dzień po dniu



Trzy jachty zamówione w 2012 roku zostały właśnie zwodowane w stoczni Sunreef Yachts. Druga i trzecia jednostka nowego modelu 60 Sunreef Power , LILU-YACHT i FOREVER, są gotowe do przekazania dumnym właścicielom.

Model 60 Sunreef Power łączy najważniejsze zalety katamaranu jakimi są stabilność, bezpieczeństwo i komfort żeglugi, przestrzenna kabina armatorska o szerokości nadbudówki, olbrzymi pokład słoneczny zagospodarowany czarterowo (jacuzzi, skuter motorowy, bar, część jadalna, materace do opalania)z typowym dla jachtu motorowego wykończeniem na miarę. Dodatkowo, na obu jednostkach zainstalowany został innowacyjny system IPS, który pozwala na wygodne manewrowanie łodzią przy niskich prędkościach dzięki joystickowi połączonemu ze specjalnym oprogramowaniem, które indywidualnie steruje silnikami.

Stałą bazą jachtu FOREVER będzie ekskluzywna marina z prywatnymi willami w Cancún na riwierze Meksykańskiej. Jacht będzie służył właścicielom i ich bliskim do eksploracji Ameryki Środkowej i basenu Morza Karaibskiego. LILU-YACHT swoją przygodę rozpocznie od podróży na Majorkę, a następnie przemierzać będzie pozostałe rejony Morza Śródziemnego.

Trzecia zwodowana jednostka to Sunreef 70 MAVERICK, imponujący katamaran żaglowy z minimalistycznym wystrojem wnętrz wyposażony w najnowsze technologie zapewniające maksimum zabawy na pokładzie. Jacht ugości do 12 pasażerów w 5 eleganckich kabinach wyposażonych w najbardziej wyszukane udogodnienia na miarę najwykwintniejszych hoteli na świecie. Sunreef 70 MAVERICK będzie dostępny do wynajęcia latem tego roku na Morzu Śródziemnym za pośrednictwem biura czarterowego Sunreef Yachts Charter.



poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Żeglarski Puchar Trójmiasta - Trzy dni regat, trzech gospodarzy


Dzięki zaangażowaniu trzech miast - Gdańska, Gdyni i Sopotu w kalendarzu regatowym Zatoki Gdańskiej pojawiło się nowe wydarzenie. Już dziś warto zarezerwować ostatni weekend maja i zgłosić załogę do Żeglarskiego Pucharu Trójmiasta!

Organizatorem imprezy jest Pomorski Okręgowy Związek Żeglarski a gospodarzami – Gdańsk, Gdynia i Sopot. Wszystkie trzy miasta mają wspaniałe żeglarskie tradycje i realizują uznane imprezy, które od lat cieszą się ogromną popularnością, Żeglarski Puchar Trójmiasta, to inicjatywa wyjątkowa, której potencjał tkwi w synergii - połączeniu sił i energii trzech miast – gospodarzy.

Jestem przekonany, że dzięki zaangażowaniu i wymianie doświadczeń trójmiejskich ośrodków żeglarskich, Żeglarski Puchar Trójmiasta ma szansę stać się ważnym punktem kalendarza regatowego i prawdziwym świętem żeglarstwa na Zatoce Gdańskiej – mówi Mateusz Kusznierewicz, pomysłodawca regat.  Ja już zgłosiłem swoją załogę do regat, wystartujemy w kategorii open dla jachtów powyżej 9 metrów. Zapraszam do rywalizacji i wspólnej zabawy!– dodaje mistrz olimpijski.

Impreza trwać będzie od 24 do 26 maja i zainauguruje sezon żeglarski na wodzie. Wydarzenie rozpocznie się w Gdańsku - jachty biorące udział w regatach przyjmowane będą od rana w Marinie Gdańsk, usytuowanej u nabrzeża Motławy. Gospodarzem drugiego dnia regat będzie Gdynia, a uroczyste zakończenie odbędzie się na molo w Sopocie. Każdy dzień zacznie się od wspólnego śniadania załóg w marinie, a po zmaganiach na wodzie, uczestnicy zaproszeni będą do wieczornego świętowania. W programie między innymi: poczęstunek, loterie i koncerty, połączone z ceremoniami wręczenia nagród dla zwycięzców wyścigów danego dnia. Towarzyszące regatom atrakcje na lądzie, będą ważnym elementem wydarzenia, bo celem Żeglarskiego Pucharu Trójmiasta ma być przede wszystkim integracja środowisk żeglarskich i propagowanie mody na żeglowanie po Zatoce Gdańskiej.

Zgłoszenia trwają!

Od 24 do 26 maja rywalizować będą jachty morskie, turystyczne i katamarany. Regaty są otwarte dla klas:
KWR
ORC
Jachty turystyczne  T - 1, T - 2, T - 3
Kategoria OPEN w ramach długości:
Jachty do 7 metrów
Jachty 7 - 9 metrów
Jachty powyżej 9 metrów
Katamarany - w klasie: A, F-18, OPEN

Przy zgłoszeniu minimum pięciu załóg danej klasy, organizator utworzy dodatkowe klasyfikacje.
W ramach pakietu startowego uczestnicy będą mieli zapewnione posiłki oraz udział w imprezach towarzyszących regatom. Do rywalizacji zaproszeni są zarówno profesjonaliści, jak i amatorzy, którzy mogą liczyć na wsparcie organizatora w skompletowaniu załogi i pomoc doświadczonych sterników. Pytania prosimy kierować na adres: info@zeglarskipuchartrojmiasta.pl

Sponsorem głównym wydarzenia jest Grupa Lotos. Inicjatywę wspierają prezydenci Gdańska, Gdyni
i Sopotu oraz Marszałek Województwa Pomorskiego Mieczysław Struk.

Szczegóły dotyczące imprezy i formularz rejestracyjny znajdują się na stronie internetowej: www.zeglarskipuchartrojmiasta.pl

Zachęcamy do zgłaszania załóg!

Żeglarski Puchar Trójmiasta

Organizatorem Żeglarskiego Pucharu Trójmiasta jest Pomorski Okręgowy Związek Żeglarski a gospodarzami imprezy są Gdańsk, Gdynia i Sopot. Sponsorem głównym jest Grupa Lotos. Inicjatywę aktywnie wspierają prezydenci miast-gospodarzy oraz Marszałek Województwa Pomorskiego Mieczysław Struk. Patroni medialni Żeglarskiego Pucharu Trójmiasta: Trojmiasto.pl, Dziennik Bałtycki, Radio Gdańsk, Żagle, Prestiż Trójmiasto, Sailbook.pl.

niedziela, 14 kwietnia 2013

Chopin przypłynął do Gdyni


STS Fryderyk Chopin zacumował w Gdyni przy Skwerze Kościuszki. Zwycięzca ubiegłorocznych regat wielkich żaglowców The Tall Ships' Races wpłynął do portu w nocy z piątku na sobotę.

Żaglowiec stoi w miejscu, które zwyczajowo zajmuje Dar Młodzieży- przy Nabrzeżu Pomorskim.

Statkiem dowodzi kapitan Tomasz Ostrowski- laureat drugiej edycji Nagrody im. Kapitana Leszka Wiktorowicza.

Załoga zaprasza na pokład dziś w godzinach 14.00-16.00 i w niedzielę między 12.00 i 16.00. Wstęp wolny.

Fryderyk Chopin chce powalczyć też o drugie z rzędu zwycięstwo w regatach The Tall Ships' Races.Po rtem macierzystym żaglowca jest Szczecin.

W poniedziałek 15 kwietnia 2013 r. statek wejdzie do stoczni remontowej Nauta w celu przeglądu jednostki oraz wykonania niezbędnych remontów, co jest konieczne przed letnim cyklem rejsów.

czwartek, 11 kwietnia 2013

Torpedy na dnie zatoki Gdańskiej.

Marynarka Wojenna prowadzi na Zatoce Gdańskiej akcję podjęcia niemieckich torped ćwiczebnych pochodzących z okresu II wojny światowej. Dotychczas podjęto 2 parogazowe torpedy ćwiczebne typu G7 kalibru 533 mm. W operacji uczestniczy niszczyciel min ORP „Mewa" oraz marynarze z Grupy Nurków-Minerów 13 Dywizjonu Trałowców. Akcja rozpoczęła się we wtorek, 9 kwietnia i potrwa do piątku, 12 kwietnia.
http://www.youtube.com/watch?v=0WwMB0QvMno&feature=youtu.be

Mamy nowe patenty!

Uprzejmie informujemy, że 9 kwietnia 2013 roku minister Joanna Mucha podpisała spóźnione o pół roku rozporządzenie o uprawianiu turystyki wodnej tworzące nowy system uprawnień żeglarskich i motorowodnych.
Dotychczas nadane patenty na podstawie zapisów ustawy zachowują swoją ważność, ale można je wymieniać na nowe, ustalone w tym rozporządzeniu. Uwaga - przy wymianie proszę zwrócić uwagę, czy na pewno się ona opłaca (problem dotyczy stopni motorowodnych).

PATENTY ŻEGLARSKIE
Od tego roku będą 3 patenty: żeglarz jachtowy (wymagany wiek od 14 lat i egzamin), jachtowy sternik morski (połączono SJ z JSM; wymagany wiek od 18 lat, 200 h stażu morskiego i egzamin) i kapitan jachtowy (wymagane 1200 h stażu po uzyskaniu JSM).

Niestety kancelaria premiera zawetowała liberalny projekt Ministerstwa Sportu i Turystyki z lutego 2013 roku dopuszczający do zdobywania stopni morskich młodzież od 16 roku życia oraz pozwalający prowadzić posiadaczom wszystkich stopni jachty o długości do 24 metrów (zgodnie z Konwencją Londyńską). Oznacza to, że polska młodzież jako chyba jedyna w Europie nie ma prawa pływać po morzu. Do roku 2006 było to możliwe. Rygor wprowadzony wówczas przez ministra Tomasza Lipca z PiS został teraz utrzymany. Szkoda.

W szczególny sposób potraktowani zostali jachtowi sternicy morscy, którym nie tylko jako jedynym nie rozszerzono uprawnień (na które musieli najpierw zdać egzamin na niższy stopień i uzbierać w sumie ponad 800 h stażu morskiego). Mało, że ich uprawnienia na wszystkie morza świata otrzymały osoby, które nigdy w życiu nie były na morzu (starsi sternicy motorowodni, którzy nigdy w życiu nie pływali po morzu, nie byli szkoleni do 1997 roku z wiedzy morskiej i nie zdawali egzaminu z pracy na mapie morskiej) to jeszcze „morsom" skasowano staże, które zbierali na stopień kapitana jachtowego. Poprzednio staż był liczony od momentu uzyskania stopnia sternika jachtowego. Teraz będzie liczone na kapitana Jachtowego też 1200 godzin, ale od momentu zdobycia stopnia jachtowego sternika morskiego. Jest to szczególnie przykre, że projekt Ministerstwa Sportu z 20.02.2013 roku, który powstał po konsultacjach społecznych, nie zawierał takich dziwnych zapisów. Niestety, to również efekt ingerencji kancelarii Premiera, która narzuciła Ministerstwu Sportu takie zmiany w trakcie konsultacji międzyresortowych.

PATENTY MOTOROWODNE
Od tego roku będą 3 patenty: sternik motorowodny (wymagany wiek od 14 lat i egzamin), motorowodny sternik morski (połączono SSM z MSM; wymagany wiek od 18 lat, 200 h stażu morskiego i egzamin) oraz kapitan motorowodny (wymagane 1200 h stażu po uzyskaniu MSM). Ponadto nadal mają funkcjonować w Polsce patent mechanika motorowodnego do obsługi dużych siłowni (przydatny na żaglowcach). Będziemy też bodaj jedynym krajem na planecie Ziemia posiadającym (od 1997 roku) tak zwane licencje na holowanie narciarza i statków powietrznych.

Rozszerzono uprawnienia sternika motorowodnego na śródlądziu ,ale ograniczono jego prawo do prowadzenia jachtów motorowych na morzu z 24 na 12 metrów. Oznacza to, że wbrew zapisom ustawy o sporcie może mieć miejsce odbieranie uprawnień nabytych. Wynika to z faktu, że w razie zgubienia patentu sternika motorowodnego uzyskanego przed 2012 rokiem i otrzymania nowego, nie będzie on uprawniał do prowadzenia Hausbotów (barek) o długości 12-24 m po morskich wodach przybrzeżnych, które do tej pory wolno było prowadzić.
Ten sam problem dotyczy osób, które do 2005 roku uzyskały prawo do prowadzenia jachtów o długości do 24 metrów na morzu na podstawie patentów starszego sternika motorowodnego i morskiego sternika motorowodnego. Teraz dostaną tylko 18-metrowe jachty w nowych uprawnieniach. Lepiej więc nie wymieniać starych SSM i MSM (z lat 1997-2006) na nowe!

Pozostałe szczegóły rozporządzenia powinny być znane po jego opublikowaniu w ciągu najbliższych kilku dni w Dzienniku Ustaw. Rozporządzenie wejdzie w życie 14 dni po publikacji. Rozporządzenie ma jedną zaletę - słusznie rozszerzono uprawnienia na dwa stopnie - SJ i SM pokrywając uprawnienia z kompetencjami. W pozostałych kwestiach trudno ukryć rozczarowanie.

Uwagi można przesyłać do autorów: Ministerstwa Sportu i Turystyki (MSIT): 00-082 Warszawa ul. Senatorska 14 , e-mail: kontakt@msport.gov.pl oraz do Kancelarii Premiera (KPRM): 00-583 Warszawa Al. Ujazdowskie 1/3, e-mail: kontakt@kprm.gov.pl.


pobrane info z http://www.magazynwiatr.pl/news-1295

środa, 10 kwietnia 2013

Żaglowiec Zawisza Czarny- Pamiątkowa moneta z jego wizerunkiem

Żaglowiec Zawisza Czarny - Pamiątkowa moneta z jego wizerunkiem .
Centrum wychowania morskiego ZHP w Gdyni sprzedaje monetę 8 Gryfów Szczecińskich z wizerunkiem Zawiszy Czarnego. Moneta została wybita w 2011 roku dla uczczenia 50-lecia żaglowca „Zawisza Czarny' CWM deklaruje ze zysk ze sprzedaży monet zostanie w całości przeznaczony na zakup wyposażenia nawigacyjnego na Zawiszy Czarnym - instalację nowego radaru, zakup odbiornika NAVTEX oraz przebudowę kabiny nawigacyjnej.
Moneta „8 Gryfów' została zaprojektowany przez wybitną medalierkę Dobrochnę Surajewską,. Mennica Polska wybiła ich jedynie 6000 sztuk. Moneta waży 8,4g, średnica monety wynosi 27 mm, wykonana została z bimetalu.
Monetę można kupić poprzez sklep internetowy CWM ZHP. Inicjatywa cenna, choć szkoda że w sklepie nie można kupić znaczków, banerek, polarów, koszulek, breloczków, czapeczek z uniwersalnym logo Zawiszy Czarnego a nie tylko pozostałości po akcjach z poprzednich lat.


info www.zegluje.pl

wtorek, 9 kwietnia 2013

2013 - Rok Leonida Teligi


2013 - Rok Leonida Teligi
Archiwum PZŻ
2013 - Rok Leonida Teligi
W tym roku, 5 kwietnia 2013 roku, mija 44 rocznica zakończenia przez Leonida TELIGĘ pierwszego samotnego rejsu wokół Ziemi pod polską banderą. W tym też roku Jego macierzysty Jacht Klub Morski „GRYF” w Gdyni, obchodzi 85 – lecie swojego istnienia. Z tej okazji Polski Związek Żeglarski ustanowił rok 2013 ROKIEM LEONIDA TELIGI.
Leonid TELIGA był członkiem JKM „GRYF” w Gdyni. Pod auspicjami tego Klubu dokonał wspaniałego wyczynu żeglarskiego - samotnego rejsu dookoła świata. Dokonał tego jako pierwszy Polak w latach 1967-1969, płynąc na własnym jachcie „OPTY”, typu „Konik Morski”, którego konstruktorem był Leon Tumiłowicz a budowniczym Maciej Dowhyluk. Rejs trwał 2 lata, 2 miesiące 11 dni. L. TELIGA wyruszył 25 stycznia 1967 r. z Casablanki i 5 kwietnia 1969 r. zamknął swoją wokółziemską pętlę nieopodal Wysp Kanaryjskich. Złożony nieuleczalną chorobą, z którą walczył w czasie całego rejsu, powrócił do Warszawy samolotem gdzie zmarł 21 maja 1970 r. w wieku 53 lat.
Leonid TELIGA urodził się 28 maja 1917 r. w Wiaźmie w Rosji. Był oficerem piechoty Wojska Polskiego II RP. W 1942 r. wstąpił do Armii Andersa, walczył w Polskich Siłach Powietrznych w Wielkiej Brytanii. Był żeglarzem, dziennikarzem, tłumaczem i pisarzem. Został odznaczony Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski.
Leonid TELIGA jest patronem wielu szkół, harcerskich drużyn wodnych, Szczecińskiej Stoczni Jachtowej i od 1971 roku prestiżowej nagrodymiesięcznika „Żagle” za popularyzację żeglarstwa.
Polski Związek Żeglarski wystąpi z wnioskiem do Kapituły Alei Żeglarstwa Polskiego, by tablica upamiętniająca tego wspaniałego żeglarza - Leonida TELIGĘ została wmurowana obok tablicy Władysława Wagnera w falochron basenu żeglarskiego im. M. Zaruskiego w Gdyni. 

======================================================================

Życiorys Zbigniewa Nienackiego mojego ulubionego pisarza! Tego nie mogło zabraknąć na moim Blogu. Pan Samochodzik :)


"Jestem pisarzem kontrowersyjnym, obscenicznym, ciągle atakowanym za swoją otwartość, za to, że nie piszę ku pokrzepieniu serc, że nie uprawiam twórczości tzw. obywatelskiej, nie poruszam problematyki społecznej, ale zająłem się człowiekiem, jego kosmosem wewnętrznym, jego najintymniejszymi sprawami. Uważam, że wszystko do końca i śmiało trzeba powiedzieć o człowieku".
(Zbigniew Nienacki, "Ludzki kosmos", "Warmia i Mazury" 1987)
        Zbigniew Tomasz Nowicki (pseudonim: Nienacki) urodził się 1 stycznia 1929 roku w Łodzi, w inteligenckiej rodzinie Jana i Cecylii z Daneckich. Matka jego była nauczycielką języka polskiego i plastyki, a ojciec dyrektorem Liceum Ogólnokształcącego im. Mikołaja Kopernika w Łodzi. W czasie okupacji, w 1940 roku, jako młody chłopak został wraz z rodziną wysiedlony ze swego miasta na wieś do Słupi Skierniewickiej.
        Bujna wyobraźnia sprawiła, że będąc zaledwie ośmioletnim chłopcem, potrafił godzinami snuć rozmaite opowieści. O tym, czym zajmie się w przyszłości zdecydował bardzo wcześnie. Mając dwanaście lat postanowił, że zostanie pisarzem. Na podjęcie tej decyzji ogromny wpływ miały przeczytane lektury oraz matka, która zachęcała syna do zajęcia się twórczością literacką.
        Pobyt w Słupi to trudny okres, naznaczony ciężką, fizyczną pracą. Nienacki pasał krowy, kopał ziemniaki i pomagał przy żniwach. Wtedy poznał i pokochał wieś. Jednak, jak wspominał po latach, ciągle towarzyszyła mu świadomość, że jest tu kimś obcym. Spowodowało to dystans do wielu wiejskich spraw i odnalazło odzwierciedlenie w późniejszej twórczości pisarza.
        Po zakończeniu wojny, w 1945 roku, Pisarz powrócił do Łodzi i rozpoczął naukę w Liceum Ogólnokształcącym. Jako uczeń podjął pierwszą próbę literacką. W 1946 roku napisał powieść dla młodzieży "Związek Poszukiwaczy Skarbów", która była drukowana w odcinkach, w tygodniku "Przyjaciel". W następnym roku opublikował kilka wierszy w czasopiśmie "Kuźnica", które było wówczas dla niego - jak sam twierdził - „Biblią w cotygodniowych odcinkach”.
        Po ukończeniu szkoły średniej, Pisarz wyjechał do Szklarskiej Poręby, gdzie krótko pracował jako wychowawca w Domu Dziecka Towarzystwa Przyjaciół Dzieci.
        W 1948 roku rozpoczął studia w Wyższej Szkole Filmowej w Łodzi, a rok później otrzymał stypendium we Wszechzwiązkowym Państwowym Instytucie Kinematografii w Moskwie. I to tam Pisarz zetknął się po raz pierwszy z ideologią stalinizmu. Nie dziwi chyba fakt, że młody człowiek, o niezależnych poglądach, nie potrafił zaakceptować tzw. kultu jednostki. Uznano go za „antystalinowca”. Po zakończeniu pierwszego roku studiów w Moskwie, musiał zrezygnować z nauki i opuścić uczelnię.
        Powrócił do Łodzi. W kraju otrzymał tzw. „wilczy bilet”, czyli zakaz drukowania swoich utworów oraz dalszego kształcenia się.
        W 1950 roku złożył do druku w wydawnictwie "Czytelnik" swoją pierwszą powieść dla młodzieży, "Chłopcy" - których pierwowzór stanowił wspominany już "Związek Poszukiwaczy Skarbów". Wezwano go wówczas do redakcji "Nowej Kultury" i oświadczono, że nigdy w Polsce niczego nie opublikuje, a co najwyżej może iść pracować jako pomocnik murarski na budowie. Po wielu latach, fakt ten wspominał następująco: „Udało mi się na szczęście dostać do (...) pewnego dygnitarza partyjnego, który zobaczywszy mnie i zapytawszy ile mam lat, z ubolewaniem pokiwał głową i rzekł: (...) »Nie jestem w stanie zmienić decyzji towarzyszy z "Nowej Kultury", ale możecie przecież pisać pod pseudonimem«”. Człowiek ten umożliwił mu również rozpoczęcie pracy w dziennikarstwie. Od tej chwili literacki pseudonim stał się na stałe nazwiskiem Pisarza.
        Na początku była to posada w dziale rolnym "Gazety Robotniczej". Później, w latach 1951 - 1962, powierzono mu kierowanie działem reportażu w tygodniku "Odgłosy". Trzeba przyznać, że zawód dziennikarza Pisarz opanował perfekcyjnie i dowiódł tego wieloletnią w nim pracą. Tam też publikował zbiory reportaży będące jednocześnie pierwszymi szkicami do późniejszych powieści: "Tajemnice grobów i kurhanów" plus dwie kolejne jego części (ciekawostką jest, że ukazały się pod prawdziwym nazwiskiem - Zbigniew Nowicki) oraz "Na tropie tajemniczego Ałbazina". Istnieją też jednak epizody w jego pracy dziennikarskiej, których później najwyraźniej wstydził się - mianowicie cykl reportaży pt. "Warszyc!", napisanych pod pseudonimem "Ewa Połaniecka". Zostały one jednak wykorzystane przy pisaniu "Worka judaszów", o wiele mniej jednostronnego, bardziej wyważonego w treści.
        Kolejną powieścią Pisarza było "Uroczysko", wydane w 1957 roku dzięki osobistej interwencji Leona Kruczkowskiego. Interesującym faktem jest to, że Pisarz uznawał ją za swój właściwy debiut. Oceniano ją różnie. „Jak można wnioskować powieść ta nie wejdzie do historii literatury polskiej, lecz przeczytać ja warto chociażby dlatego, aby się przekonać jak to różnie można pisać utwory literackie” - oto fragment recenzji Jana Burego.
        Jak to w życiu jednak bywa, krytyka swoimi drogami chadza i ma niewiele wspólnego z opinią czytelników. Książka była wielokrotnie wznawiana i miała też kilka pozytywnych recenzji - między innymi Pawła Jasienicy w jego książce pt. "Tylko o historii", zaś jej fragment umieszczono w podręczniku do nauki języka polskiego "Ojczyste słowo".
        Lata sześćdziesiąte przyniosły Polsce kilka zmian politycznych, które umożliwiły Nienackiemu porzucenie dziennikarstwa i zajęcie się pisarstwem „na pełny etat”. Powstawały kolejne powieści dla młodzieży: w 1960 "Skarb Atanaryka", a w 1961 "Pozwolenie na przywóz lwa". Równocześnie Pisarz tworzył powieści dla czytelników dorosłych: w 1961 roku wydał "Worek Judaszów", a w 1963 "Podniesienie" oraz "Laseczkę i tajemnicę". Następnie drukarską prasę ujrzały: "Z głębokości" (1964) oraz "Sumienie" (1965). W tym, okresie powstały też pierwsze tomy z serii przygód Pana Samochodzika: "Wyspa złoczyńców" (1964), "Templariusze" (1966), "Księga strachów" (1967).
        Autor napisał także kilka sztuk teatralnych: "Termitiera" (1962), "Golem" (1963), "Styks" (1963, druk: 1966) i "Opowieść o Bielinku" (1966).
        W 1962 roku Pisarz został członkiem PZPR, choć często podkreślał, że jest zwolennikiem pluralizmu politycznego, dyskusji i wzajemnego zrozumienia swoich racji. Przez krytyków uważany był za człowieka o poglądach lewicowych, a nawet "lewackich". Sam mówił o tym tak: „Wstyd przyznać, ale zdecydował o tym przypadek. Podczas okupacji chciałem wstąpić do (...) Szarych Szeregów, nie przyjęto mnie, ponieważ miałem drewniaki, a jak tłumaczył mi przywódca tamtejszej grupy, oni zwykli ćwiczyć się nocami w marszach. W drewniakach maszerować nie można. Z ukrycia obserwowałem ich marsze i czułem do nich niechęć. Dlatego tak łatwo przyjąłem hasła o równości społecznej, natychmiast wstąpiłem nie do harcerstwa, ale do ZMW.” (Zbigniew Nienacki "Jestem twórcą odrzuconym", "Tygodnik Kulturalny" 1984 nr 34 s. 3)
        W latach 1962-1965 Nienacki pełnił funkcję ławnika sądowego w Łodzi, potem radnego Wojewódzkiej Rady Narodowej. Uczestniczył w pracach Komisji Kultury. W 1962 został członkiem Związku Literatów Polskich (gdy Związek reaktywowano w 1983 roku - został prezesem oddziału olsztyńskiego i piastował tę funkcję do roku 1987). W 1964 roku Zbigniew Nienacki otrzymał literacką nagrodę Łodzi, którą bardzo sobie cenił.
        Trzy lata później podjął decyzję o przeprowadzce do Jerzwałdu - małej wioski na ziemi olsztyńskiej, w pobliżu Zalewa. Była to głęboko przemyślana decyzja: „Pewnego dnia, (...) nagle pojąłem, że wyeksploatowałem swoją biografię. I jeśli będę dalej żył tak, jak żyłem, krążąc między redakcją, kawiarnią, zebraniem w Związku Literatów - zacznę powielać wątki ze swego dość wątłego życiorysu, stanę się "upiorem" literackim. Będę nachodził wydawców, żeby wznowili mi te trzy, cztery książki, które napisałem, prosił o stypendia, nosił w sobie ogromne pretensje, że mnie nie doceniają, politykował ukrywając swoją niemoc i bezradność.” (Zbigniew Nienacki "Liczą się tylko książki i czytelnicy", "Tygodnik Kulturalny" 1977 nr 7 s. 8)
        W Jerzwałdzie Pisarz znalazł szczęście i szybko przestał czuć się obco. Twierdził, że znalazł tu swój azyl.
        Tam też powstały kolejne powieści dla młodzieży, które przyniosły mu ogromną popularność i uznanie: "Niesamowity dwór" (1969), "Nowe przygody Pana Samochodzika" (1970), "Zagadki Fromborka" (1972), "Fantomas" (1973), "Tajemnica tajemnic" (1975), "Winnetou" (1976), "Niewidzialni" (1977), "Złota rękawica" (1979) oraz "Człowiek z UFO" (1985).
        Równolegle powstawały także powieści dla dorosłych: "Liście dębu" (t. 1 - 1967, t. 2 - 1969), "Mężczyzna czterdziestoletni" (1971), "Uwodziciel" (1978), "Raz w roku w Skiroławkach" (tom 1 i 2 1983), a także "Wielki las" (1987). Ta ostatnia powieść została w 1988 roku wyróżniona nagrodą Stowarzyszenia Księgarzy Polskich. Ostatnim dziełem była trzytomowa powieść historyczna "Dagome Iudex". Wydawana była w latach 1989-1994, niestety w niewielkim nakładzie i "w bólach", gdyż wydawnictwo Pojezierze było wtedy na etapie likwidacji. W 1994 roku ukazało się jej pełne wydanie zatytułowane "Historia sekretna", jednak również ono na rynku specjalnie nie zagościło.
        Zbigniew Nienacki i jego "Pan Samochodzik" stali się zjawiskiem literackim i kulturowym. Dział młodzieżowy biblioteki w Iławie został nazwany imieniem Pana Samochodzika. Nazwę Pana Samochodzika przyjęło też wiele drużyn harcerskich.
        O olbrzymiej popularności Pisarza świadczy też fakt, że został wytypowany przez młodzież jako kandydat do tytułu "Olsztynianina roku 1979". Było to dla Pisarza znaczące wyróżnienie, które szczególnie sobie cenił: „Jest to dla mnie tym cenniejsze, że przecież nie urodziłem się na tej ziemi i jej historii (...). To szczęśliwa chwila, gdy można mieć świadomość, że miłość do jakiegoś skrawka ziemi, do zamieszkujących ją ludzi, spotyka się z wyrazami szacunku i sympatii.” (Zbigniew Nienacki "Nie tylko Pan Samochodzik. Olsztynianin roku 1979", "Gazeta Olsztyńska" 1979, nr 274)
        W tym samym roku, za całokształt twórczości dla dzieci i młodzieży, Pisarz otrzymał nagrodę Prezesa Rady Ministrów, zaś w 1980 roku cykl o Panu Samochodziku, ze szczególnym podkreśleniem "Złotej rękawicy", wyróżniono Harcerską Nagrodą Literacką "Orle Pióro". Przewodniczącym jury był wtedy Wojciech Żukrowski.
        Kilka powieści doczekało się swoich adaptacji filmowych, jednak są to w większości tak tragiczne produkcje, że najlepiej o nich szybko zapomnieć. Jedynie film Stanisława Jędryki na podstawie "Wyspy Złoczyńców" i serial "Samochodzik i templariusze", ze Stanisławem Mikulskim w roli głównej, trzymał się realiów książki i klimatu serii, czyli Polski lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych.
        Książki Nienackiego były tłumaczone na wiele języków: niemiecki, rosyjski, ukraiński, czeski, słowacki, gruziński, węgierski, bułgarski, ormiański, a kilka lat temu również na estoński. Jego sztuki ("Golem", "Nekropolis", "Termitiera") wystawiano w łódzkich teatrach. W roku 1963 Teatr Telewizji zekranizował sztukę "Styks", w 1967 widowisko "Krwawa ręka", a w 1968 "Dziewięć złotych naczyń".
        Za działalność literacką i społeczną Zbigniew Nienacki został wyróżniony odznaczeniami państwowymi z Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski włącznie. Otrzymał również odznaczenia honorowe: Odznakę imienia Janka Krasickiego "Zasłużonym dla Warmii i Mazur" oraz odznaczenie "Zasłużony Działacz Kultury".
        Nienacki tworzył w okresie burzliwego życia osobistego. Osiedlając się na Mazurach, pisarz rozstał się z żoną Heleną, choć formalnie nigdy się z nią nie rozwiódł. W Łodzi pozostał też jego syn - Marek. W Jerzwałdzie zamieszkał z Alicją Janeczek, która była pokrewną duszą i wierną towarzyszką życia przez ostatnie 27 lat.

        Kłopoty zdrowotne utrudniały Panu Zbigniewowi pracę nad kolejnymi utworami. Na prośby Czytelników przystąpił jednak do stworzenia pełnej serii przygód Pana Samochodzika, poprawionej i uzupełnionej. Zmieniono tytuły, a także dodano do serii książki dotąd niezależne. Uważny czytelnik, porównując wydania Warmii z poprzednimi, zauważy także spore zmiany w tekście. Pełny wykaz serii o Panu Samochodziku zamieszczony został w dziale Bibliografia.
        Pisarz przed śmiercią zamierzał napisać porywający współczesny kryminał oraz powieść, która stałaby się rozrachunkiem z ostatnim pięcioleciem dziejów naszej Ojczyzny. Niestety dzieła te rozpoczął dopiero w 1994 roku i ich kilkudziesięciostronicowe maszynopisy pozostaną tylko pamiątką ostatnich zamierzeń pisarskich Pana Zbigniewa. Na swoim biurku pozostawił 63 strony maszynopisu niedokończonej książki. Miał to być współczesny romans zatytułowany "Dziewczyna z motelu". Ostatnie zdanie tej niedokończonej powieści brzmi: „Zresztą za rok mieliśmy się rozwieść...”
        Zmarł 23 września 1994 roku o godzinie 11.00 w szpitalu w Morągu. Przyczyną śmierci było zatrzymanie krążenia, spowodowane zaburzeniem rytmu pracy serca.
        W słoneczne, jesienne popołudnie 26 września 1994 roku, na małym cmentarzu w Jerzwałdzie, gmina Zalewo, odbył się pogrzeb Pana Zbigniewa. W imieniu Związku Literatów pożegnał Pisarza piękną oracją żałobną olsztyński poeta, Stefan Połom. Jasna dębowa trumna spoczęła w mazurskiej ziemi, na której Zbigniew Nienacki spędził 27 lat swego życia. Do wiecznego snu kołysze Pisarza szum cmentarnych lip.
        Ostatnią wolą zmarłego było, aby w domu, w którym mieszkał, zostało utworzone Muzeum imienia Zbigniewa Nienackiego. Jednak mimo tego, dom został sprzedany. Część pamiątek po Pisarzu została więc utracona. Niektóre z nich, takie jak np. listy i rękopisy, trafiły do Muzeum w Olsztynie. Niestety na wniosek wdowy po Nienackim - Pani Heleny Nowickiej, nie są one udostępniane.


Opis Ekomariny Iława

Po osiemnastu miesiącach budowy doczekaliśmy się pięknej przystani nad jeziorem Jeziorak, która w sezonie będzie funkcjonować jako obiekt obsługi ruchu żeglarskiego. Spełniać on będzie jednocześnie główne założenie realizacji tego projektu, którym jest zmniejszenie ilości ścieków odprowadzanych bezpośrednio do jeziora poprzez budowę infrastruktury związanej z systemem odbioru nieczystości z łodzi na jeziorze Jeziorak. Poprzez budowę ekologicznej mini przystani stworzono kompleksowy system odbioru odpadów stałych i płynnych z łodzi. Jej funkcjonowanie niewątpliwie pozytywnie wpłynie na ochronę i utrzymanie czystości jeziora Jeziorak i jego brzegów. Jest inwestycją oczekiwaną społecznie. Ekologiczna mini przystań żeglarska w Iławie zlokalizowana jest nad wschodnim brzegiem Jezioraka przy ulicy Dąbrowskiego 11a. W ramach inwestycji powstały dwa budynki dwukondygnacyjne (nazwane dla potrzeb technicznych budynkiem A i budynkiem B), posadowione wzdłuż skarby dzielącej teren na dwa tarasy, pomiędzy plażą miejską a bazą wioślarska, wzdłuż nabrzeżnego ciągu pieszego oraz dwa pomosty, zadaszenia zewnętrzne, ciągi piesze oraz niezbędna infrastruktura techniczna.





Na dolnej kondygnacji budynku A dostępnej od strony jeziora mieszczą się ogólnodostępny toalety, w tym również dla osób niepełnosprawnych, umywalnie z natryskami, pomieszczenia opróżniania przenośnych toalet publicznych oraz zewnętrzny punkt mycia naczyń zlokalizowany we wnęce w podcieniu budynku, zamykanej roletą. Na górnej kondygnacji dostępnej od strony górnego tarasu znajdują się bosmanaty (pokój biurowy, sala wykładowa i sanitariaty). Na tym poziomie usytuowany jest również pokój mieszkalny z węzłem sanitarnym i oddzielnym wejściem z zewnątrz. Wzdłuż elewacji budynku A wybudowano taras z podwieszanym nad ciągiem pieszym pomostem o konstrukcji drewnianej, prowadzącym do wieżyczki widokowej nad wejściem na pomost cumowniczy.






Na dolnej kondygnacji budynku B dostępnej z podcienia od strony jeziora mieści się magazyn punktu edukacji ekologicznej, pralnie, punkt pierwszej pomocy, śmietnik oraz schody i podnośnik dla osób niepełnosprawnych łączący poziom górnej i dolnej kondygnacji. Podnośnik będzie również służył do transportu produktów z magazynu do punktu edukacji ekologicznej. Odpady z dolnego tarasu będą odbierane przez wyspecjalizowaną jednostkę pływającą. Wzdłuż elewacji od strony Jezioraka tak, jak w budynku A, zlokalizowano taras nad podcieniem, przedłużony i poszerzony na potrzeby zajęć edukacyjnych na wolnym powietrzu. Górne kondygnacje budynku A i B będą użytkowane całorocznie, a dolne sezonowo od maja do października.


Główne funkcje, jakie zostały przypisane budynkom, to obsługa załóg jachtowych korzystających z przystani. Z budynków korzystać będą również użytkownicy przyległego kąpieliska miejskiego i inni użytkownicy ogólnodostępnych terenów turystycznych, rekreacyjnych i sportowych położonych nad jeziorem Jeziorak. Przystań będzie korzystnym dopełnieniem funkcjonalnym dla sąsiadującej plaży miejskiej i bazy wioślarskiej.


O „wodnym” charakterze powstałego obiektu świadczą przede wszystkim obiekty hydrotechniczne. Jednym z nich jest całoroczny pomost cumowniczy posadowiony na palach stalowych . Wejście na pomost z przyczółka na linii brzegowej odbywa się za pomocą trapu z poręczami. Pomost ten posiada 30 stanowisk do cumowania. Uzbrojony jest w 9 punktów czerpania wody pitnej i energii elektrycznej.


Innym obiektem hydrotechnicznym składającym się na ekologiczną mini przystań żeglarską jest pomost gospodarczy służący do cumowania pływającej jednostki asenizacyjnej Związku Gmin „Jeziorak”, odbierającej odpady stałe. Instytucją odpowiedzialną za prowadzenie, funkcjonowanie i administrowanie ekologicznej mini przystani jest Związek Gmin Jeziorak z siedzibą w Iławie.











poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Kolejny rejs dookoła Świata kpt. Cichocki


Laureat niedawno otrzymanej nagrody http://www.wodniacy.pl/news/kolosy-2012,3147.html Tomasz Cichocki planuje już następny rejs. Laureat "Srebrnego Sekstanta 2012" chciałby w tym roku ( na przełomie września i października 2013 r. ) popłynąć jeszcze raz tą trasą, ale już bardziej profesjonalnie przygotowany, bardziej zawodowo i tym razem bez zawijania do portu.

Poprzedni rejs rozpoczął się 1 lipca 2011 roku z portu Brest ( Francja )http://www.wodniacy.pl/porty/marina-du-chateau,795.html?ref
Pomimo, że rejs był planowany "bez zawijania do portu" musiał raz zmienić decyzje i zawinąć do Portu Elizabeth http://www.wodniacy.pl/porty/algoa-bay-yacht-club,363.html
( To była bardziej depresja, trudno nazwać to najtrudniejszym momentem, bo nawigacyjnie nie było to nic trudnego – mówi Tomasz Cichocki. )

Rejsu jednak nie można nazwać łatwym. Podczas ponad 300 dni żeglarza nie rozpieszczała pogoda, nie brakło też problemów technicznych i ze zdrowiem. Przez kilkadziesiąt dni, tuż przed powrotem w maju 2012 roku, w ogóle nie było z nim kontaktu.

http://www.wodniacy.pl/news/samotny-rejs-kapitana-cichockiego-rozpocze
ty,1962.html
 

http://www.wodniacy.pl/news/cichocki-coraz-blizej-rownika,2075.html 
http://www.wodniacy.pl/news/ulubiona-pogoda-cichego,2276.html 
http://www.wodniacy.pl/news/kapitan-cichocki-odnaleziony_,2497.html 
http://www.wodniacy.pl/news/_polska-miedz__-jest-wiadomosc-___,2543.ht
ml

http://www.wodniacy.pl/news/cichy-w-samym-centrum-wyjacych-piecdziesia
tek_,2610.html

http://www.wodniacy.pl/news/coraz-blizej-konca-wyprawy-kapitana-cicheg
o,2661.html
 

http://www.wodniacy.pl/news/gdzie-jest-tomasz-cichocki_,2740.html 
http://www.wodniacy.pl/news/tomasz-cichocki-_-nadal-bez-znaku-zycia,28
02.html
 

http://www.wodniacy.pl/news/tomasz-cichocki-_-odnaleziony-_,2803.html 
http://www.wodniacy.pl/news/meta-juz-niedaleko-_-tomasz-cichocki-koncz
y-swoj-rejs,2813.html
 

http://www.wodniacy.pl/news/tomasz-cichocki-dzisiaj-doplywa-do-mety-w-
brescie,2818.html
 

http://www.wodniacy.pl/news/tomasz-cichocki-_-wywiad-po-oplynieciu-kul
i-ziemskiej,2822.html
 



Źródło: www.kapitancichocki.pl

Strategia Bałtycka

Rozwój portów, dokończenie drogowego i kolejowego korytarza północ-południe, odblokowanie Wisły w jej dolnym odcinku a także otwarcie Zalewu Wiślanego dla swobodnej żeglugi. Oto nasze priorytety w Strategii Bałtyckiej właśnie formułowanej w skali całej Unii Europejskiej. Wszystkie te zadania pochłoną dziesiątki miliardów Euro. Część środków będzie dostępna do 2020 roku.

Strategia Bałtycka zwielokrotnia możliwość kontaktów międzynarodowych, pozwala wypłynąć projektom na szerokie wody i pozyskiwać środki europejskie.

Przy takiej dynamice rozwoju portowego rynku kontenerów Polska nad Bałtykiem może się czuć coraz pewniej. Porty dziś w ogromnym stopniu pracują na rzecz całej polskiej gospodarki, ale ciągle zbyt mała jest ich rola w rozwoju naszej metropolii.

W Gdańsku uruchomiono połączenia z Azją, co z kolei ożywiło naszą współpracę ze Skandynawią i z Rosją. Tymczasem - póki co - w Hamburgu port wraz z całym otoczeniem daje tamtejszej metropolii 40 procent miejsc pracy - u nas ledwie 20.




Źródło:
www.tvp.pl

The development of ports, road and rail to complete the north-south corridor, unlocking the Vistula River in its lower section and the opening of the Vistula Lagoon for free navigation. Here are our top priorities in the Baltic Sea Strategy was formulated in the whole European Union. All of these tasks will cost tens of billions of euros. Part of the funds will be available by 2020.

Strategy for the Baltic multiplies the possibility of international relations, can put out projects on the water and obtain European funds.

With this dynamic growth market for container port on the Baltic Sea Poland may feel more confident. Ports still heavily working for the Polish economy, but still too small is their role in the development of our cities.

In Gdansk opened connections to Asia, which in turn has revived our relationship with Scandinavia and Russia. Meanwhile - for now - the Hamburg harbor with the whole environment gives the local metropolis of 40 percent of jobs - we barely 20




Source:
www.tvp.pl

Strategia Bałtycka

Rozwój portów, dokończenie drogowego i kolejowego korytarza północ-południe, odblokowanie Wisły w jej dolnym odcinku a także otwarcie Zalewu Wiślanego dla swobodnej żeglugi. Oto nasze priorytety w Strategii Bałtyckiej właśnie formułowanej w skali całej Unii Europejskiej. Wszystkie te zadania pochłoną dziesiątki miliardów Euro. Część środków będzie dostępna do 2020 roku.

Strategia Bałtycka zwielokrotnia możliwość kontaktów międzynarodowych, pozwala wypłynąć projektom na szerokie wody i pozyskiwać środki europejskie.

Przy takiej dynamice rozwoju portowego rynku kontenerów Polska nad Bałtykiem może się czuć coraz pewniej. Porty dziś w ogromnym stopniu pracują na rzecz całej polskiej gospodarki, ale ciągle zbyt mała jest ich rola w rozwoju naszej metropolii.

W Gdańsku uruchomiono połączenia z Azją, co z kolei ożywiło naszą współpracę ze Skandynawią i z Rosją. Tymczasem - póki co - w Hamburgu port wraz z całym otoczeniem daje tamtejszej metropolii 40 procent miejsc pracy - u nas ledwie 20.




Źródło:
www.tvp.pl

Historia „Korsarza”, niezwykłego jachtu.

W fosie między Fortem Carre a Szańcem Wschodnim Twierdzy Wisłoujście stoi niezwykły jacht. Jednostka s/y "Korsarz", prawie 14-metrowa, zbudowana została w 1934 r.

Od samego początku "Korsarz" należał do Polskiego Klubu Morskiego, którego początki przy Wisłoujściu sięgają 1929, zaś samo założenie nastąpiło w Tczewie w 1922 roku. Dwa lata po zwodowaniu w 1936, "Korsarz" wziął udział w regatach promujących igrzyska w Berlinie na trasie Sopot- Kolonia. Trasa zaczynała się przy molo w Sopocie.

W tym wyścigu "Korsarz" wystartował w szranki z najlepszymi jachtami świata. Jednostka dowodzona przez młodego, 23-letniego kapitana Tadeusza Prechitko dopłynęła do mety w czasie 90 godzin, na 19 godzin przed przeciwnikami. Co ciekawe, załogantami byli zaledwie 16-letni harcerze: J.Łangowski, B.Peikert, A.Wojka. Nagrodą przechodnią był "Kronenkompass", złoty przepiękny kompas, w którym znajdowała się "Róża Wiatrów", dzieło słynnego grafika Albrechta Dürera. Dzieło to miał przekazać sam kanclerz Rzeszy, ale odmówił wzięcia udziału w uroczystości. Liczono, że zwycięzcą będzie faworyt tych regat jacht "Sigrun II" z Gdańskiego klubu Godewind. To zwycięstwo miało uczcić 50-lecie Niemieckiego Związku Żeglarskiego. Wygrana "Korsarza" była więc dla nazistów upokarzająca. Dlatego niemieccy celnicy zabronili wywiezienia nagrody z Rzeszy, pod pretekstem wysokiego udziału cennych kruszców oraz przejściowego charakteru nagrody.

Większość załogantów zmarła podczas wojny w obozach pracy i koncentracyjnych, ale przeżył kpt. Prechitko. W 1972 r., po 36 latach ponownie poprowadził jacht wśród innych polskich jachtów do Kilonii, gdzie odbywały się regaty olimpijskie podczas igrzysk w Monachium. Wtedy też przypomniano sobie historię rejsu Sopot-Kolonia i po raz pierwszy od 1945 opisano w prasie.

W późniejszych latach jacht pływał w latach 1939-1945 pod nazwą "Paul von Benecke" dla Yacht Club SS, na krótko znów jako "Korsarz by w latach 1951-56 pod nazwą "Kolektyw" reprezentować banderę Zjednoczenia Robotniczych Klubów Sportowych. Po 1956 wrócono do historycznej nazwy oraz klubu. Sam "Korsarz" jest obecnie najdłużej czynnym jachtem sportowym w Polsce, bowiem pływa niemal bez przerwy od roku 1935 do dzisiaj. Cały czas znajduje się w swym macierzystym porcie, bowiem cumuje w fosie wewnętrznej Twierdzy Wisłoujście.

piątek, 5 kwietnia 2013

Ósma edycja regat Nord CUP już za 3 miesiące!

Zima póki co nie odpuszcza, ale już 29 czerwca rozpoczyna się wielkie święto regatowe - regaty Nord CUP 2013, które jak co roku odbywają się w Centrum Galion w Gdańsku - Górkach Zachodnich i są częścią wielkiego święta żeglarskiego w Gdańsku - zlotu Baltic Sail. Regaty będą ponownie trwały 9 dni podczas których ponad 20 klas rozegra ponad 100 emocjonujących wyścigów. Na wodzie zobaczymy ponad 250 jachtów i 100 windsurferów.

Po raz czwarty rozegrany zostanie wyścig o Bursztynowy Puchar Neptuna. Wyścig, który wygrywa najszybsza jednostka napędzana wiatrem rozpocznie się w sobotę 6.7.2013 o godzinie 13.00. Oprócz głównej wygranej - Bursztynowego Pucharu, nagrodzeni zostaną także zawodnicy w 10 podkategoriach.

Pośród stałych bywalców regat takich jak jachty morskie, klasa Europa, czy klasa Omega pojawią się też nowe konkurencje. Po raz pierwszy na Nord CUP pojawi się klasa Skippi 650, Korsarz, a D-One rozegra swoje pierwsze Mistrzostwa Polski.

Nowością będzie pojawienie się także motorowodniaków, którzy przybędą na towarzyszący regatom Zlot Motorowodny. Podczas zlotu, który odbędzie się w sobotę 6 lipca, armatorzy jachtów motorowych mogą się wykazać umiejętnościami manewrowania swoimi jednostkami, podczas zorganizowanych na wodzie konkursów. Na zakończenie wszyscy uczestnicy regat i zlotu zostaną zaproszeni na Pantaenius Grill - wspólną imprezę integracyjną.

Szczegółowy program regat:

29 - 30 czerwiec

Mistrzostwa Polski Północnej Delphia 24

Puchar Polski klasy Omega

Pucha Polski Skippi 650

29 czerwiec - 1 lipiec

Mistrzostwa Polski Hornet

Mistrzostwa Polski Hobie 16

Puchar Polski klasy Finn

Mistrzostwa Polski OSK 470

2 - 4 lipiec

Puchar Prezydenta Miasta Gdańska (organizowany przez Gdański Klub Żeglarski)

Eliminacje do Ogólnopolskiej Olimpiady Młodzieży Techno 293

Klasa Optymist grupa B.

5 - 7 lipiec

Puchar Europy Wschodniej Snipe

Mistrzostwa Polski D-One

Mistrzostwa Polski Nautica 450

Puchar Polski klasy OKD

Puchar Polski klasy Europa

6 - 7 lipiec

Mistrzostwa Zatoki Gdańskiej Klasy Micro

Puchar Polski klasy 505

Jachty morskie KWR

Jachty morskie ORC

Jachty morskie OPEN

Klasa Korsarz

Klasa Żagle 500



Serdecznie zapraszamy!

www.nordcup.pl

Rosyjski żaglowiec na ratunek zalanej wyspie

O wsparciu rosyjskich marynarzy dla Mauritiusa poinformowała w środę rzeczniczka Federalnej Agencji Rybołówstwa Lubow Jołkina.
Powodzie na wyspie to skutek gwałtownych ulew, które 31 marca przeszły nad stolicą Mauritiusa Port Louis. Według lokalnych meteorologów, w niecałą godzinę spadło tam 152 l deszczu na metr kwadratowy.

Zginęło co najmniej 11 osób - większość ofiar w tunelu łączącym biznesowo-handlową dzielnicę stolicy Port Louis z pozostałymi częściami miasta. Ruch został sparaliżowany, na ulicach zapanował chaos.

Mogą od razu ruszyć do akcji

Kapitan rosyjskiego barku (rodzaj żaglowca) Nikolaj Zorczenko zapewnił, że kadeci z pokładu Siedowej w momencie przybycia do portu w Mauritiusie będą gotowi do niesienia wszelkiej pomocy.
- Lokalne władze odpowiedziały, że ich pomoc jest potrzebna i mile widziana, ale nie ma naglącej potrzeby. Zdecydowano, że po przybyciu do pomocy zostanie skierowanych 50 kadetów - powiedziała Lubow Jołkina.

Według planu Siedow ma dopłynąć do Mauritiusa w piątek wczesnym rankiem. Podczas postoju w porcie jednostkę mają odwiedzić prezydent kraju Kailash Purryag i premier Navin Ramgoolam.

Płynie od maja

Czteromasztowy rosyjski bark trafił do Księgi Rekordów Guinnessa jako największy na świecie statek tradycyjnego żeglarstwa w eksploatacji. Powstał w 1921 r. w stoczni Krupp Germania-Werft w Kilonii. Siedow ma 117,5 m długości i ponad 4000 metrów kwadratowych powierzchni ożaglowania. Na pokładzie ma 70 członków załogi i 170 rosyjskich kadetów marynarki wojennej.
20 maja 2012 r statek wypłynął w rejs dookoła świata dla uczczenia 150. rocznicy rosyjskiej państwowości i pamiętnych dat w historii rosyjskich odkryć geograficznych. Ma go zakończyć w Sankt Petersburgu w lipcu 2013 roku. Podczas 14-miesięcznego rejsu przepłynie około 45 tys. mil morskich.


Tłumaczenie:

Spokeswoman of agency of federal fishery has informed about support of russian sailor for mauritius to wednesday Lubow Jołkina. Floods (causes) have have proceeded it on island result of violent pour, which (who) have have proceeded over capital of mauritius 31 march port louis. According to local meteorologists, there it has fallen to incomplete (somewhat less than) hour on sq.m. 152 l of rain. At least has perished (has disappeared) 11 persons connect -business district of capital in tunnel with (from) port louis parts of cities - majority donation (victim) business remaining < survivor >. Movement (traffic) has been paralyzed, chaos has reigned on streets. Can move assure (provide) for share (action) captain of russian shoulder (bar) at once ( kind ) żaglowca Nikolaj Zorczenko, that cadets will be ready from board in moment of arrival for harbor in mauritius (mauritius) for any (every) bearing of equipment (assistance) Siedowej. They have answered - local authority, that assistance is wanted and seen mile < nice >, but does not have exigent requirement. Determined < decide (decide; decide) >, that become (stay) after arrival for equipment (assistance) directed 50 cadets it has said - Lubow Jołkina. Has to float according to plan for mauritius to early friday at daybreak < morning > Siedow. Has to visit unit during stop in postage (harbor) president of country Kailash Purryag and premieres (prime ministers) Navin Ramgoolam. It has hit as the world's biggest boat of traditional yachting from may for book of record in exploitation liquid russian shoulder Czteromasztowy Guinnessa. It has emerged in (to) 1921 in shipyard in (to) Krupp Germania-Werft Kilonii. Has 117,5 m of length Siedow and over 4000 sq.m. of surfaces ożaglowania. Has members of (limbs of) crews (staff) on board 70 and 170 russian cadets of war navy (jackets). Boat has emerged to flight round of world for commemoration 20 may 2012 150. Anniversary of russian state system and in history russian memorable dates geographic discovery < discover >. Has to end him (it) in (to) in july saint saint petersburg 2013 year. It will swim during 14 -month flight 45 thousand nautical miles near.


Źródło:
www.tvnmeteo.pl

„Sołdek” skończył 65 lat

Rudowęglowiec SS „Sołdek” skończył 65 lat. Dokładnie 3 kwietnia br. minęła rocznica położenia stępki pod tę jednostkę. To pierwszy statek zbudowany w Stoczni Gdańsk po II wojnie światowej.

Sołdek był pierwszym oddanym do eksploatacji w historii polskiego przemysłu stoczniowego statkiem pełnomorskim. Zaprojektowany został przez zespół polskich konstruktorów i zbudowany w Stoczni Gdańskiej. Rudowęglowiec zwodowano 6 listopada 1948 roku, a do eksploatacji oddano niemal rok później. Pływał pod polską banderą, uzyskując maksymalna prędkość 9,5 w. Swoją służbę zakończył 30 grudnia 1980 roku. W ciągu 31 lat "Sołdek" odbył 1479 podróży morskich, w trakcie których przewiózł ponad 3,5 miliona ton ładunku i zawinął do ponad 60 portów. Mierzący 87 m długości, 12,3 m szerokości statek jest obecnie obiektem muzealnym dostępnym do zwiedzania.

W związku rocznicą w Centralnym Muzeum Morskim odbyło się Sympozjum. Tematem były m.in. historia Stoczni Gdańskiej przed rozpoczęciem budowy "Sołdka", organizacja zakładu oraz technologie stosowane ówcześnie przez stoczniowców, dzienniki okrętowe z okresu eksploatacji, a także charakterystyka przeprowadzonych na statku w okresie jego muzealnej ekspozycji a także plany na przyszłość.

czwartek, 4 kwietnia 2013

Ocieplenie i inne plagi

cyt.

Leszek Śliwa

Podobno przyczyną mroźnego marca i śnieżnej Wielkanocy jest… globalne ocieplenie klimatu.

Pamiętam, że jak byłem dzieckiem, w telewizji straszono plamami na Słońcu. Potem dyżurnym straszakiem stała się dziura ozonowa. Dziś o tych zagrożeniach mało kto już pamięta, od kiedy stało się modne globalne ocieplenie klimatu. Mechanizm tych lęków jest jednak zawsze taki sam: próbuje się udowodnić, że jakieś normalne zjawisko fizyczne ulega dziwnym, szybkim i groźnym zmianom wskutek niszczącej działalności człowieka i jeśli nie powstrzymamy emisji „czegośtam” (w przypadku dziury ozonowej był to na przykład freon), czeka nas kosmiczna katastrofa. Wszystkie te złowieszcze spekulacje powołują się na badania naukowców, którzy co prawda mają problemy, żeby trafnie przewidzieć pogodę na następny weekend, ale za to świetnie potrafią wyliczyć, jaka będzie średnia temperatura na Ziemi za kilkadziesiąt lat.

Większość osób pod wpływem medialnych rozważań sądzi, że dawniej pogoda była w miarę stabilna, ale od kiedy emitujemy dwutlenek węgla jest z roku na rok coraz cieplej. Nawet kiedy – tak jak teraz – mamy do czynienia z wyjątkowo zimnym początkiem astronomicznej wiosny, też przypisuje się to globalnemu ociepleniu. Używa się tylko sformułowania: „zmiany klimatyczne” albo „anomalie pogodowe”. Tak czy inaczej, bije się na alarm.

Wydaje mi się więc, że trzeba przypomnieć kilka podstawowych faktów, żeby nie dać sobie wmówić żadnej hucpy.

Po pierwsze, zmiany klimatu na Ziemi są zjawiskiem normalnym. Nie jest prawdą, że kiedyś było mniej więcej jednakowo, a teraz jest inaczej. I nie trzeba wcale sięgać do prehistorii i zlodowaceń. Wystarczy rzucić okiem na ostatnie tysiąclecie. Dla historyków nie jest tajemnicą, że pod koniec starożytności i na początku średniowiecza temperatura na Ziemi systematycznie się podnosiła, mimo że nie produkowano wtedy gazów cieplarnianych. Około roku tysięcznego było cieplej niż obecnie. Na przykład w X wieku Wikingowie osiedlili się na Grenlandii. Nazwali ją Gren Land, czyli zielony kraj. Możliwa tam była wówczas uprawa zbóż. Pod koniec średniowiecza klimat zaczął się z kolei ochładzać i w XV wieku ludzie porzucili Grenlandię. Najzimniej było w XVII wieku, który jest zwany czasem nawet małą epoką lodowcową. Potem znów zaczęło się ocieplać. Wzrost średniej temperatury w XX wieku nie jest więc niczym nadzwyczajnym i wcale nie musi być zjawiskiem trwałym czy narastającym.

Po drugie, wszelkie anormalne zjawiska meteorologiczne nie są niczym nadzwyczajnym i charakterystycznym tylko dla naszych czasów. W źródłach historycznych – kronikach, pamiętnikach – zachowało się mnóstwo świadectw o takich niezwykłych zjawiskach. Jan Chryzostom Pasek opisuje na przykład przymrozek w lipcu. Sporo bywało też strasznych kataklizmów. W XVIII wieku fala tsunami zniszczyła Lizbonę.

Po trzecie, spojrzenie w przeszłość uczy też pokory w formułowaniu generalnych wniosków. Nie wystarczy kilka, czy nawet kilkanaście cieplejszych bądź zimniejszych lat, żeby mówić o trwałych tendencjach. A wszelkie prognozy przyszłości są po prostu wyssane z palca. Przy aktualnym stanie wiedzy, meteorolodzy potrafią przewidzieć pogodę na jakimś obszarze tylko na kilka najbliższych dni i to też z dużym marginesem błędu. Każda prognoza dłuższa niż pięć dni nie ma najmniejszego sensu, ponieważ powyżej pięciu dni jej sprawdzalność spada poniżej 50 procent. Alarmujące wykresy na najbliższe lata to tylko medialna hucpa.

I po czwarte: powinniśmy być szczególnie nieufni, jeśli w propagowanie teorii naukowych włącza się świat polityki i biznesu. Zawsze wtedy można się obawiać, że wnioski z badań naukowych będą dziwnie zbieżne z interesami tych, którzy te badania finansują. Jeżeli jakieś państwa są zainteresowane na przykład w sprzedawaniu licencji na swoje ekologiczne wynalazki w dziedzinie energetyki, to na pewno w ich interesie jest utrzymywanie, że za ocieplenie odpowiadają tylko i wyłącznie gazy cieplarniane i bez ograniczenia emisji na przykład dwutlenku węgla czeka nas szybko katastrofa. A jeśli pechowo zdarzy się wyjątkowo zimny i śnieżny początek wiosny, zawsze da się stwierdzić, że to też wina tych nieszczęsnych gazów.

pogoda na ten sezon:) Ciekawe czy się sprawdzi:)

Prognoza sezonowa powstaje na podstawie skomplikowanych korelacji w obserwacjach odchyleń od normy temperatury wód Atlantyku, wpływie anomalii El Niño i La Niña na ziemski klimat, tendencji rozwoju sytuacji atmosferycznej względem miesięcy minionych, charakterystyki oraz porównań stanu pogody względem południowej półkuli naszej planety, a także anomalii pogodowych mających miejsce na całej Ziemi. Pamiętajmy jednak, że prognozy sezonowe mają charakter orientacyjny, dlatego też nie są szczegółowe.
Pogoda na kwiecień

Biorąc pod uwagę cały miesiąc, to temperatura wyjdzie w normie. Musimy się jednak liczyć z przejściowymi falami chłodów. Suma opadów na poziomie powyżej normy, będzie więc kilka bardzo mokrych okresów, włącznie z opadami śniegu.

Pogoda na maj

Temperatura znacznie powyżej normy, bardzo prawdopodobny pierwszy w tym roku upał. Suma opadów nadal powyżej normy, sporo będzie więc ulew, możliwe również częste i gwałtowne burze.

Pogoda na czerwiec

Pogoda zbliżona do majowej, a więc podwyższona temperatura, fala upałów i sporo opadów, głównie pochodzenia burzowego. Pogoda będzie niespokojna.

Pogoda na lipiec

Temperatura w pobliżu normy, ale wciąż sporo opadów pochodzenia burzowego. Niestety duże prawdopodobieństwo także opadów ciągłych, mogących powodować zagrożenie powodziowe. Pogoda bardzo zmienna, nieprzyjemna.

Pogoda na sierpień

Temperatura w pobliżu normy i nadal znaczne sumy opadów grożące częstymi podtopieniami. Sierpień będzie najprawdopodobniej cieplejszy od lipca. Pogoda nadal bardzo zmienna, nieprzyjemna.

Pogoda na wrzesień

Temperatura lekko powyżej normy. Suma opadów w normie i lekko poniżej niej.

Pogoda na październik

Temperatura lekko powyżej normy. Suma opadów poniżej normy.

środa, 3 kwietnia 2013

kilka ciekawych miejsc na Jezioraku.

Przeciętny żeglarz czy inny kajakarz, przemierza jezioro Jeziorak tylko głównym szlakiem, czyli Iława-Makowo-Siemiany-Matyty, albo przez zatokę Kraga na kanał Elbląski. Jeziorak charakteryzuje się dużą ilością wysp zatok i połączeń z mniejszymi jeziorami. Dlatego też chciałbym przedstawić kilka ciekawych miejsc, być może nie wszystkim znanych.

1. Obejście zachodnie wyspy Wielka Żuława jest świetną alternatywą dla głównego szlaku, który czasami roi się od Jachtów i innego sprzętu pływającego. Droga zachodnią stroną jest nieco dłuższa ale za to spokojniejsza i ciekawsza widokowo. Płynąc od strony Iławy, należy uważać żeby nie zapędzić się za bardzo na północ, tylko skręcić w prawo przez wąski przesmyk między Nieprzyjaznym Półwyspem na Wielkiej Żuławie a Krzywym Rogiem na lądzie.

2. W połowie jeziora, na wysokości Jażdżówek,po jego zachodniej stronie, warto wpłynąć w Zatokę Widłągi. To miejsce dla osób lubiących ciszę i spokój. Duża zatoka otoczona ze wszystkich stron pięknym lasem. Strefa ciszy! - zakaz używania silników.

3. Przesmyk między Gierczakami jest charakterystycznym miejscem na Jezioraku. Chyba każdy kto był na tym jeziorze zna to miejsce. Przy normalnym stanie wody każda mieczówka tędy może przepłynąć, oczywiście z podniesionym mieczem. To najbliższa droga na trasie Iława-Siemiany

4. Czterystumetrową Groblę Wieprz-Bukowiec wybudował przedwojenny właściciel wyspy Bukowiec, Emil Gratzki, w 1938 roku. Początkowo spełniała funkcje gospodarcze. Obecnie służy turystom przybywającymi na wyspę pojazdami lub pieszo. Jak ktoś z żeglarzy chciałby się przespacerować groblą, najlepiej dobić do Wieprza od strony północnej (tzw. Zatoka Świń), lub do wyspy w dowolnym miejscu.

5. Jezioro Płaskie jak sama nazwa wskazuje jest płytkie, ale za to chyba największy akwen w rejonie Jezioraka. Aby dotrzeć na Płaskie trzeba pokonać małą przeszkodę, w postaci drutów średniego napięcia (12 m wysokości). Nie wszyscy się na to odważają, dlatego żegluje tu bardzo mało łódek. Na końcu jeziora leży miejscowość Jerzwałd z domem i grobem Zbigniewa Nienackiego.


6. Przejście za Czaplakiem - jest to droga wodna wycięta przez trzciny umożliwiająca opłynięcie wyspy Czaplak. Nie wszyscy żeglarze wiedzą o takiej możliwości, ale jest całkiem realne a zarazem ciekawe przedsięwzięcie. Proponuje zrobić to w kierunku z zachodu na wschód (łatwiej znaleźć drogę) i przy pełnym wietrze. Najlepiej bez żagli, no chyba że jest bardzo słaby wiatr.

Po powiększeniu zdjęcia widać drogę lądową krzyżującą się z drogą wodną - to ewenement na skalę światową.


7. Kanał Dobrzycki łączy północny kraniec Jezioraka z jeziorem Ewingi.

Trochę historii: Kanał wraz ze śluzą został wybudowany już w latach 1311 - 1324. W roku 1884 (po wybudowaniu kanału Elbląskiego) pogłębiono go i zlikwidowano śluzę, co spowodowało obniżenie poziomu wody w jeziorze Ewingi.

Kanał Dobrzycki ma 2,5 km długości. W miejscowości Dobrzyki znajduje się most z 1910 roku, zmodernizowany w 2009 roku.

Przepiękny opis knajp, szlaku "jasia wędrowniczka"zapożyczony od Buraczków z Siemian

Knajpa to potoczne słowo które najbardziej pasuje do opisanych poniżej lokali, gdyż zastępuje takie określenia jak: bar, gospoda, karczma, lokal, szynk czy tawerna.

Przebrnięcie przez ten szlak w ciągu jednego dnia, może skończyć się wymazaniem z pamięci kilku ostatnich punktów programu i syndromem dnia następnego – czyli kacem.

Zaczynamy naszą krótką acz owocną podróż od tablicy „Siemiany”, którą jacyś dowcipnisie swego czasu zamienili na „Kraków”, czyli od strony Iławy.

Początek trasy, nie jest zbyt bogaty w interesujące nas obiekty. Można wspomnieć tylko o małym nieistniejącym barze w trzech budkach ( też ich dawno nie ma) – przy pierwszym przystanku PKS-u.

Idąc dalej docieramy do plaży, gdzie po prawej stronie, za sklepem GS czai się na nas legendarna „Kufloteka” zwana też Widokową , Kufelkiem, Piwalonem – słyszałem też nazwy „Kufalon” i „Akwarium”. Pewnie jest jeszcze kilka określeń na ten przybytek. Jak wskazują powyższe nazwy, specjalnością zakładu jest piwo. Jest to nieduży oszklony budynek z podwójnym tarasem skierowanym w stronę jeziora. W latach PRL-owskich przed aluminiowym blatem tworzyły się długie kolejki po złocisty zapój – jeżeli dowieźli. Nalewano piwo do kufli, słoików, butelek po mleku, kanistrów i innych do tego celu nie przeznaczonych naczyń. W latach 80-tych i 90-tych Piwalon tętnił życiem, tutaj był punkt spotkań żeglarzy i innych grup społecznych. W 21 wieku stracił trochę na znaczeniu. Obecnie oprócz piwa z nalewaka, można tutaj zjeść jakieś danie barowe, gofry i lody gałkowe.

Po drugiej stronie plaży, z łatwością trafimy do Baru Na Skarpie. Jest to najwyższy punkt w Siemianach. Z dużego tarasu (w dysproporcji do małej budki) rozciąga się piękny widok na Jeziorak. Pod nazwą Mini-bar, istniał już w latach późnogierkowskich. Wtedy serwowano tu dania barowe typu hot-dog. Obecnie oprócz wszędobylskiego piwa, można spróbować dań orientalnych i kuchni polskiej – raczej w wydaniu fast food.

Ruszmy dalej szosą, w kierunku północnym. Po około 100 metrach, po prawej stronie zobaczymy nieogrodzony biały dom z gankiem i wylanym betonem przed wejściem – mieściła się tu restauracja Cyraneczka. O Cyrance można by napisać książkę (chociaż może gdzieś się uchowała „książka skarg i wniosków” – było tam trochę ciekawych wpisów). Nie będę na razie pisać książki, więc spróbuje się streszczyć. W dawnych czasach (mam na myśli okres przed 1990 rokiem) Cyraneczka była jedynym miejscem w Siemianach, gdzie można było dobrze zjeść, zaopatrzyć się w mocniejsze trunki lub wypić wódkę. Zresztą po 90 roku niewiele się tutaj zmieniło, te same stoliki przykryte ceratą, to samo „Lato z Radiem” z tych samych głośników, te same dania, tylko kelnerki jakby coraz młodsze.

W zimniejsze dni często tworzyły się tu przypadkowe imprezy. Scenariusz był następujący: W kilka osób przychodzimy sobie spokojnie na obiad do Cyranki, do obiadu kilka kieliszków wódeczki, za chwilę wpada kilku znajomych dokupując drugą flaszkę, więc trzeba połączyć stoliki, i tak dalej aż do kilkunastu połączonych stolików. Zawsze się pojawiła jakaś gitara i śpiew. A potem przychodziła pani z obsługi i mówiła że dzwoni po milicję (ew. policję) bo jest 22,00 i zamyka, a nikt nie chce wyjść. Słowa „na obiad” możesz zastąpić „na poranną jajecznicę”, a „śpiew” na „wycie” – reszta bez zmian.

Szkoda że już nie ma Cyraneczki. Drogie wina, 12-sto metrowe jachty, szybkie samochody, chemiczne ubikacje – za wszystko możesz zapłacić kartą. Widok na jezioro z okienka nad pisuarem w Cyrance – bezcenny.

Teraz marniejący budynek jest do sprzedania, ale jakoś nikt nie chce go kupić. Jeszcze kilka lat temu ktoś próbował otworzyć tutaj lokal z kuchnią orientalną , ale nie wytrzymał nawet pół sezonu.

Następnym punktem naszej wycieczki jest, najbardziej chyba kojarzona z Siemianami „Szopa”. Tutaj można zjeść smaczny obiad, smażoną rybkę, wypić kawę, no i oczywiście napić się piwa. Szopa położona jest w centralnym punkcie Siemian, po lewej stronie szosy.

Szopa powstała w 1990 roku wraz z upadkiem poprzedniego systemu. Początkowo był tu tylko bar serwujący piwo przerobiony ze starej szopy (stąd nazwa lokalu) i kilka stolików na wolnym powietrzu. Potem dobudowywano kolejne obiekty i powstał swego rodzaju kompleks składający się z: baru piwnego, smażalni, okienka posiłkowego i kawiarni. Na środku placu ze stolikami jest ognisko-rożen gdzie pieczony jest raz w tygodniu darmowy baran. Tradycyjnie co czwartek występuje na scenie Szopy zespół szantowy „Sztywny Rumpel”.

Coraz wolniejszym krokiem poruszamy się szosą w kierunku pola namiotowego „Za Wsią”. Po drodze mijamy miejsce, gdzie w latach 90-tych była budka z najtańszym piwem i dwa stoliki, a jako ubikacja służył wychodek oddalony jakieś 100 m w stronę lasu. Kawałek dalej jest dom w którym, w tym samym czasie (a może trochę później) był „Drink-Bar”. Tutaj można było po drodze wpaść na szybkiego drinka, lub w zimne dni ogrzać się wewnątrz budynku przy piwku.

Docieramy wreszcie do miejsca, gdzie szosa skręca na zachód i widać tablicę oznaczającą koniec Siemian, ale to jeszcze nie koniec naszego szlaku. W tym miejscu skumulowały się aż trzy obiekty pasujące do tytułu naszego artykułu – wszystkie otwarte zostały stosukowo niedawno. Jednym z nich jest pensjonat „U Dzidka”. Pensjonat ten mieści się w dawnej szkole podstawowej. Można tutaj smacznie zjeść, wypić piwo w szklance – co nie wszędzie jest możliwe lub wynająć pokoje. Jest to bardzo spokojne miejsce, czego nie można powiedzieć o znajdującej się po przeciwnej stronie drogi – „Kurce Wodnej”.

Ze względu na atrakcyjne położenie i dostępność: z wody (darmowy pomost), lądu (szosa) i powietrza (bociany). W Kurce obecnie mieści się nieformalne centrum żeglarsko-turystyczne. Tutaj jest zawsze punkt spotkań, tutaj się przypływa na zakupy (blisko sklep), tutaj można uzupełnić wodę. W Kurce Wodnej jest duży kamienisty plac ze sceną i sporą ilością stolików, które się zapełniają podczas często organizowanych imprez. Minusem lokalu jest skromne menu i piwo nalewane do plastikowych kubków 0,4 l, co mnie zresztą nie dziwi – szkło jak wiadomo ma właściwości tłukące i kaleczące.

Zaraz obok Kurki Wodnej wybudowano zupełnie nowy pensjonat „Cykada”. Niewiele o nim można powiedzieć, poza tym że budynek jest bardzo ładny – otwarcie w tym sezonie.

Na dalsza część wycieczki opuszczamy asfalt na rzecz piaszczystej drogi, czyli za Cykadą skręcamy w prawo (dwa razy). W tym właśnie miejscu mieściła się kiedyś, pierwsza w Siemianach piwiarnia „Pod Żaglami”. Północny odpowiednik południowej Kufloteki. Po Trzech Szczytach, bo tak była nazywana, ze względu na kształt (trzy mocno spadziste dachy połączone w jedno) nie ma nawet dzisiaj śladu.

Jest za to ślad w postaci pensjonatu – zaraz obok, gdzie można było zjeść smaczną pizzę jeszcze parę lat temu.

Następnym punktem trasy jest „Hotel Zamek”, który mieści się wśród wielu domków letniskowych – można tam trafić kierując się za strzałkami. Hotel Zamek, jak sama nazwa sugeruje nawiązuje swoją architekturą do zamku i jak to w hotelu są do wynajęcia pokoje. Oprócz tego można tutaj przyjść prawie o każdej porze dnia, nocy i roku – oczywiście w celach alkoholowo-posiłkowych. Jest to najbardziej ekskluzywne, a zarazem drogie miejsce w Siemianach – chociaż do cen np. Sopockich, wiele mu brakuje.

Na koniec zostawiliśmy sobie, z pewnością najładniejszy lokal w Siemianach. „Chata” położona jest nad brzegiem jeziora oddalona od głównej drogi. Trafimy tutaj idąc z pola namiotowego wzdłuż brzegu, lub górą między domkami letniskowymi schodząc w wysokiego brzegu po schodach. Dojazdu samochodem nie polecam. Chata urządzona jest w stylu „drewna i strzechy”, jest tu duży pomost, do którego można dobić łajbą i kąpielisko. W początkowych latach istnienia odbywało się tu dużo imprez plenerowych (koncerty i tańce) co przyciągało wiele osób. Obecnie specjalnością zakładu jest pizza, no i jak wszędzie gdzie do tej pory byliśmy piwo (tutaj w szklankach).

I to już koniec naszego szlaku „turystycznego”, choć ciężko znaleźć jego oznaczenia na przydrożnych drzewach (może kiedyś), to naprawdę warto przez niego przebrnąć.